niedziela, 2 marca 2014

Powroty do rzeczywistości...

... bywają bardzo wesołe.

Witajcie!

Jest już po 20, ale co tam. Napisać można. Nawet trzeba.

Jutro wracam do szkoły. A tak, bo po feriach chodziłam... 2 dni, tak, dwa. A potem miałam replay ferii - chora, na antybiotykach. Wreszcie. Możecie wierzyć albo nie, ale ja na prawdę nie mogę już patrzeć na własny komputer. I nie dlatego, że go nie lubię. Po prostu mam dość gapienia się w ekran całymi dniami, nie mając z kim zamienić paru słów. Granie w Skyrima też potrafi być męczące.

Co do Heavy Metal Thunder - The Movie... Obejrzałam! Cieszę się jak dziecko. Poza tym padłam na tym filmie chyba z milion razy. Nibbs opowiadający o tym, jak na pierwszej trasie miał w swoich starych szkolnych książkach zapisane nuty... Cudo.

Następny cel to zakup Rock in Rio. Na DVD, film, rzecz jasna.

Trochę porysowałam, trochę paru osobom pomogłam, nadal bardzo możliwe, że będę pomagała. Narobiłam trochę dymu w paru grobowcach pradawnych norskich bohaterów, przypiekłam paru renegatów ognistym oddechem, a przed moim Thu'um drżą wszystkie smoki w Tamriel... Ta, takie są skutki tego, że Tidzia w ferie dorwała The Elder Scrolls V: Skyrim.

Draugry to jednak najbardziej okropne stworzenia, jakie tam można spotkać. Nawet falmerowie i smoki nie są tak odpychające i przebrzydłe, a przy tym przerażające, jak mili panowie z kurhanów, którym znudziła się wieczna emerytura w trumnie.

"Zwoje dziada: Zsiadłe mleko." No skisłam. Znaczy, zsiadłam.

Kiedy sobie tak latałam po jednym z pierwszych grobowców w Skyrimie, przechodziłam przez zaśnieżony, kamienny most w środku jakiejś góry. Kopnęłam koźlą czaszkę i rozejrzałam się ze strachu dookoła. Parę szkieletów tu i ówdzie... Moja pierwsza myśl brzmiała "Chyba black metalowcy tu imprezowali".

Soul zaliczył zgon po tym, jak to opowiedziałam.

Coś poza zwojami dziada? A, tak, foch na Ironów, że znowu grają w cholerę daleko ode mnie.

I to chyba w ten sam dzień, co Metalika. No nie. No nie. Y u do dis, dolan?

Wreszcie widać na horyzoncie wiosnę! Jaka ulga dla power metalowca, który bez słońca żyć nie może i najlepszą lokacją dla niego byłaby Teneryfa. Albo nie. Kalifornia. Tam nie jest ani za gorąco, ani za zimno. A za to jakie widoki...

Tylko niestety, deczko huraganowo.

Dzisiaj biegając z Agą i jej ukochanym patykiem odkryłam, że jestem w stanie nauczyć jej biegania ósemką między nogami, jak w agillity. Kto wie, może kiedyś wystartujemy...? Na pewno dałaby radę wygrać konkurs najśmieszniejszego psa na świecie. Te zmarszczki i skupienie wymalowane na czole, kiedy przygotowuję się do kopnięcia piłki w jej stronę, a ona patrzy na nią i nie zwróciłaby uwagi na nic, nawet gdyby samolot spadł na pole obok.

Wyobraźcie sobie psa, który nie szczeka na co dzień, ale mówi basowym głosem "bołołołooł uuuuu". Teraz wyobraźcie to sobie, kiedy pies znów mówi, ale ma w pysku gumową, ciężką piłkę o średnicy prawie 10 centymetrów. Tak, możecie już spaść ze śmiechu na podłogę.

Tak więc (G)Adzia mogłaby z powodzeniem zarabiać na rodzinę w cyrku. Gdyby ją tak wstawić w internety jak śpiewa z piłką w zębach, byłaby królową internetów u boku Pieseła i Grumpy Cata.

Musi być też Słownik, nie ma innej opcji!

Słownik Przejęzyczeń Klawiaturowych autorstwa Soul, Tig & Klawiatury CO. ma zaszczyt zaprezentować:

- unforgien, onfrogien (<<The>> Unforgiven)
- dziżas (Dżizas)
- Lorem (LOTRem, skrót od The Lord of the Rings)
- telepagtruja, telepag (Telepatia, próba odtworzenia jednego z przejęzyczeń skończyła się dla mnie, jak to określił Soul, słowem roku *już 4 stycznia!*)
- klawiartura (klawiatura)
- nergetyczny (energetyczny)
- wiedziaam, wiadziałam, wia (moje nieudolne próby napisania "wiedziałam" podczas ataku śmiechu)
- kwiczer, kwiacze, kwiczer master (leżę i kwiczę miało być...)
- szuy Soul (miał być zUy Soul)
- kge (khe)
- dfuq, dfq (dafuq)
- piwerwszej (pierwszej)
- Todzia (miała być Tidzia i o dziwo, nie jest to autorstwa ani mojego, ani Soula; to przejęzyczenie i wiele innych DZIWNYM TRAFEM zaczęły powstawać u mojej kochanej Miotły po przeczytaniu słownika na blogu... On ma moc!)

Oraz kolejne epickie teksty autorstwa Soul & Tiga Inc.

Po obejrzeniu "Iron Maiden's Funny Moments" z epickim i pamiętnym "We don't like mangos!" z Rock in Rio, oraz po przeczytaniu komentarzy ludzi pod filmem na YouTube, Soul i Tig company wymyślili trzy nowe teksty z udziałem mango:
"The Wicker Mango" lub jak nazwał autor "The Mango Man" by Soul *najbardziej epicka rzecz jaką ostatnio czytałam*
Hand of mango is moving
And the mango points to you
He knocks you to your feet
And so what are you gonna do

Your mango has frozen now
You've got something to eat?
The mango at the gates of dawn
Is calling you his way

You watch the mango exploding every single night
Dancing in the mango a newborn in the light
Say goodbye to mangos and say goodbye to death
Hello to mangos and live for every breath
Your truck of mangos will comeee
Your truck of mangos will comeee

"Dance of the Mangos" by Tiga
let me tell you a stooory to chill the boneees
'bout the mango I saw
One night wondering in the everglades
I'd one mango, but no more
I was rambling, enjoing the bright mango, gazing up at the stars
Not aware of a mango so near to me. Watching my every move
Feeling scared and I fell to my knees, as mango rushed me from the trees
Took me to an unholy place, and that is where I fell from grace
Then they summoned me over to join in with them, to the dance of the mangos
in to the circle of mango I followed them, in to the middle I was led


oraz "Tears of a Mango" by Tiga
For too long now
There were mangos in my mind
for too long now
there where mangos I should have thrown
in the darkness
I was stumbling for the door
to find the mango, to find the time the place the hour

I throw mango into the sea
release the wave let that shit swim away from me



...
Także tego.

Re-re-recenzji dzisiaj nie będzie, a to z przyczyn czysto technicznych - jest za późno. I zwyczajnie mi się nie chce.

Następna płyta będzie wielce intrygująca. Intrygująca z uwagi na fakt, że jest jednym z najlepszych dzieł tego wybitnego zespołu, a przy tym niezmiernie niedoceniona i leżąca w cieniu swego poprzednika z 1984 roku i następcy z roku 1988 roku. Przedostatnia płyta w legendarnym składzie. Osiem utworów, 51 minut. Płyta na którą wokalista pierwszy i ostatni raz nie napisał ani jednego kawałka. To znaczy, napisał, ale nic nie przyjęto. Trafiło to potem na jego albumy solowe...
Ponad 30 niespodzianek na okładce. Okładka jest jedną z lepszych w historii rocka. Już chyba wiadomo, o jaką płytę chodzi?

W każdym razie, to będzie następna do zrecenzowania.

Na razie tyle. Miłego wieczoru i miłej nocy życzę. A na wieczór jeszcze playlista, bo dawno nie było.
Niech moc będzie z Wami!
~Tiga

Playlista:

Megadeth - Peace Sells, Rust in Peace... Polaris, 13
Saxon - Rock the Nations, Waiting for the Night