sobota, 21 marca 2015

Oj działo się działo...

... czyli to i owo o ostatnich paru tygodniach.


Witajcie!


Mamy sobie dzisiaj pierwszy dzień wiosny kalendarzowej. Wczoraj było zaćmienie słońca, a dzisiaj jest bardzo ładne niebo i ładne słońce, całe, nienadgryzione.


U mnie nie jest najlepiej, albo lepiej... nie mówić. Tak czy owak, ostatnio sporo się działo i to też tych fajnych rzeczy. W zeszły piątek skończyliśmy o 11:20 i byłam w szkole tylko na 2 lekcjach, więc mnie to bardzo ucieszyło. Trochę w tamten weekend poleniłam, czego w ten raczej nie zrobię, ale chociaż wtedy sobie odpoczęłam. Oglądałam Kapitana Amerykę, obydwie części, a Zimowego Żołnierza pierwszy raz... I teraz mam fazę na Bucky'ego. I po co ja oglądałam ten film, cholera no? O efektach tej fazy też za moment będzie.
Obejrzałam też sobie 15 odcinków Agentów T.A.R.C.Z.Y, pierwszego sezonu. Bardzo mi się spodobał, chociaż pierwszy odcinek z nóg nie zwalił. Ale potem było coraz lepiej. Teksty Hill mnie rozwalają:

Agent Hill: Zaatakowali ich obcy, zielony wielki potwór, w Nowym Jorku był bóg...
Agent Ward: Teoretycznie, Thor nie jest żadnym bogiem.
Agent Hill: Trzeba było widzieć jego bicepsy.


Clark Gregg zrobił świetną robotę w tym serialu. Coulsona nie lubiłam, aż do jego "śmierci" w Avengers. Po prostu nie przypadł mi do gustu. A w Agentach jest świetny. Poruszający, oscylujący na granicy dwóch światopoglądów i w pewnym sensie dwóch światów.

Innym filmowym wydarzeniem było wtorkowe wyjście z dziewczynami na Disneyowskiego Kopciuszka, w wersji aktorskiej. Genialne kostiumy, niesamowity efekt wizualny, przekochana obsada - Cate Blanchett, Lily James (którą widziałam na ekranie po raz pierwszy, ale urzekła mnie od razu), moja kochana Hayley Atwell, którą kocham za rolę Agent Carter, no i oczywiście Helena Bonham-Carter. Poza tym, że 18-letnie dziewczyny na takim filmie co jakiś czas wybuchały śmiechem, to jednak był to jeden z piękniejszych filmów Disneya, jakie widziałam.

Wczoraj byliśmy też całą szkołą na Potopie Redivivus, całkiem fajnie był zrobiony, no i 'tylko' 3h zamiast 5h.


Co do fazy na Bucky'ego, to nie licząc fanficów, które zdążyłam już sobie powymyślać, to narysowałam w środę kredkami portret Barnesa jako Zimowego Żołnierza. Kij, że niepodobny...



Czy coś poza tym? Ano to, że Helloween wczoraj ogłosił oficjalnie, kiedy pojawi się pierwszy singiel z My God-Given Right i ujawnił tracklistę wszystkich możliwych wydań płyty. Mam problem, bo już tuż tuż do premiery Into the Wild Life Halestormu, a ja zbieram na aparat i trylogię Hobbita na DVD, więc pewnie Halestorm będę musiała odpuścić na razie. My God-Given Right kupię tak czy inaczej, bo wychodzi niecałe 2 tygodnie po moich urodzinach, więc powinnam dozbierać do tego czasu...

No i już w czerwcu zaczynamy zabawę z prawem jazdy... Będzie baaaardzo wesoło.


Zaraz pędzę, lecę, patatajam malować - Mustang sam się nie namaluje, a jeszcze mnie dzisiaj olej czeka, bo muszę skończyć dawno już zaczęty obraz... Jeszcze żeby tak te prace dały się sprzedać, to byłoby iście cudownie, bo cierpię na brak funduszy. Nawet na sztalugę nie mam...

Niech moc będzie z Wami, chociaż wczoraj ciemna strona próbowała zabrać słońce - i miłego weekendu!
~Tiga