poniedziałek, 22 czerwca 2015

On and on and on...

... czyli o tym, jak przeżyć koniec roku.


Witajcie!


Siedzę sobie i stukam w klawiaturkę, grzejąc się nadal pod kołdrą. Pogoda w Kielcach jest wybitnie perfidna dzisiaj. A tu jeszcze dzisiaj będzie trzeba jechać na kurs.

Koniec roku (chyba) przeżyłam, minęłam się z paskiem na świadectwie o 9 setnych, a śmiałabym powiedzieć, że nawet o 8. Tak czy inaczej, mogę za to podziękować jednej osobie, i niewątpliwie to zrobię, ale jeszcze nie w tym roku. Ja to sobie zapamiętam.

Poza tym wczoraj wściekłam się okrutnie na kielecką komunikację miejską, ale to i tak nic w porównaniu z zacieszem, jakiego wczoraj złapałam. Nawet koniec roku jako taki i pierwszy od września weekend bez prac domowych do zrobienia... nie ucieszyły mnie tak jak to, że wczoraj myknęłam sobie pierwszy raz na teorię z prawa jazdy.

Mam wykłady z samym szefem szkoły jazdy, bardzo fajnym człowiekiem. Grupa jest dosłownie 2 razy większa, niż zazwyczaj - akurat się trafiło, że w tym tygodniu teorię ma 51 osób na raz. Zwykle to są grupy po 20 czy nieco więcej osób, więc było lekkie zamieszanie. Ale i tak było bardzo miło. Dawno się tak nie uśmiałam. A przy tym wszystko łatwo ogarnąć. Kiedy nasz wykładowca wszedł, wszyscy byli nieco spięci, część przyszła sama, część z kimś - ale jednak czuć było, że wszyscy czują się nieco nieswojo. Od razu nam przeszło, kiedy zaczęły się zajęcia, prowadzący rozluźnił atmosferę w mgnieniu oka.

A już od przyszłego tygodnia - jazdy!


Miałam jechać na Judas Priest 27 czerwca i niestety, nie wyszło. Nie mam funduszy i nie pojadę. Zostaje jeszcze opcja Motorhead, ale raczej zamiast Motorheadu teraz pojadę na Cieszanów Rock Festiwal 23 sierpnia... z headlinerem w postaci Helloweenu!



Tak to ja bardzo chętnie.


A kto wie, może na jesieni czy na wiosnę jakiś koncercik w Progresji? Saxon opublikował już okładkę nowej płyty, Battering Ram, która ukaże się jesienią - więc podejrzewam, że zawitają do nas wczesną wiosną. Helloween pewnie też jeszcze przyjedzie, wątpię, żeby przyjechali tylko na sezonie festiwalowym. No i oczywiście, super-news ostatnich kilku dni - Iron Maiden wydaje 4-go września The Book of Souls. Biegałam ze szczęścia po pokoju dookoła, kiedy o tym usłyszałam. Okładka mi się bardzo podoba - zacznę od niej, bo ostatnia była kontrowersyjna dla fanów, jednym się podobało, drudzy uważali ją za szczyt bezguścia - jest mroczna, jak na Maiden przystało. Jest Eddie, jak na Maiden przystało. Jest tajemniczo, wiadomo ale w sumie nie wiadomo o co chodzi. Potem następna rzecz - to będzie pierwszy w historii Irons dwupłytowy album, tłoczony od początku i wydany jako dwupłytowy. Całość zawierać będzie 11 utworów, najkrótszy będzie trwał prawie 5 minut bez jednej sekundy, a najdłuższy... o matko i kocie - 18 minut. Ja tam takie kawałki lubię, a w wykonie Ironów - tożto niekończący się pasaż solówkowy będzie.



I koniecznie galopujący.



Jakieś jeszcze plany...? Cóż, będę malować, rysować. Będę ogrywać gitarę, bo dawno nie miałam czasu, żeby ją porządnie ograć. Oprócz jazd z kursu będę zapewne jeździła z tatą po kraju, trochę zwiedzała, może pojadę do stolicy na parę dni, żeby wyluzować. Po prostu trochę czasu spędzić poza domem.

Cóż - tyle by było na dzisiaj... Niech moc będzie z Wami, bo zimno.
~Tiga