poniedziałek, 25 lutego 2013

I Want Out!

Długo mnie tu nie było.

Bry!

Soul bawi się w stację meteorologiczną (z tymi meteorami to uważaj, bo jeszcze w łeb zarobisz jak ruskie... pierogi ofkors) i podaje mi, że po 10 marca mają być ponad 15 stopni na plusie temperatury. LIKE.

I Want Out ma się genialnie do odczuć, kiedy siedzę na matematyce. Sory memory, ja z matmy jestem tłumok. Ogólnie, moje odczucia kiedy siedzę w szkole i nie tylko (inspirowane pewnym kwejkowym obrazkiem):

Na lekcjach: I Want Out (Helloween)
W oczekiwaniu na koniec roku szkolnego: The Day That Never Comes (Metallica)
Słownictwo na przerwach: Asshole (Helloween)
Pierwsza klasa gimnazjum (ew. liceum): Childhood's End (Iron Maiden)
Powrót busem szkolnym do domu: The Dark Ride (Helloween)
Lekcja historii: Nabataea (Helloween), Alexander the Great, Rime of an Ancient Mariner (Iron Maiden), Powerslave
/ Pharao (Iron Maiden / Freedom Call)
Dzwonek po ostatniej godzinie: Freedom Call (Freedom Call), Eagle Fly Free (Helloween)
Lekcja religii: Church Breaks Down (Helloween)
Lekcja biologii: Ocean (Freedom Call), Nine Lives (Aerosmith)
Kiedy wstanę rano: Caught Somewhere in Time (Iron Maiden) *ew. biorąc z nazwy trasy Maidenów: Somewhere Back In Time*
Przekraczając linię ogrodzenia szkoły po końcu zajęć: (Satelite 15...) The Final Frontier (Iron Maiden)
Przerwa: Keep On Galloping (Korpiklaani)
Lekcja rosyjskiego: Vodka! (Korpiklaani)

Tyle na razie, może będzie ciąg dalszy.

Tak btw...
Oni mnie obserwują...! o.o
Lolz.

Dzisiaaaaj byłaby (podkreślam, BYŁABY) recenzja The Final Frontier / Crystal Empire / Somewhere in Time / Brave New World... ale mi się nie chce. Live in Sao Paulo raczej nie jest do recenzowania, bo co tu dużo mówić - genialniejsze nawet od oryginałów wykony 17 bodaj czy 16 pieśni Dyniogłowych. Ot taka krótka drama.

Bitwa z Bloody na holu o jej telefon - bezcenne. A wcześniej krótki dialog spowodowany tym, że razem z Blood śmiałyśmy się z Alexowej słabej pamięci i jej legendarnego już "Nie pamiętam":

Alex: Ale ty też kiedyś mówiłaś "Nie pamiętam, ale to możliwe".
Bloody: Kiedy?
Alex: Nie pamiętam!
Ja i Blood: LOL

Wybacz, Alex, ale to na prawdę jest zabawne... o^o

Poza tym, ja też wielu rzeczy nie pamiętam...

Chodzenie po klasie i rysowanie portretów na plastyce kolegom rulez. Nawet mi się za to bardzo nie dostało. A zawsze jakiś dobry uczynek, czyż nie?
Gape in awe at the burning sun
A tangled mesh, insane, divine
Near infinite mighty source
Of a day not bound to end

~Burning Sun, Helloween

A wyników z olimpiady z polskiego nadal nie ma. Swoją drogą ten II etap był zwalony do granic możliwości. Jak można dać z Wikipedii miniaturkę "Impresji..." Moneta, która w wyniku powiększania się rozpikselowała? Poza tym to przechodzi znów ludzkie pojęcie, że same zadania otwarte, dłuższa wypowiedź "Namaluj obraz słowami" z jakimiś chorymi kryteriami do spełnienia... Pomijam fakt beznadziejnego ustawienia ławek na sali gimnastycznej, między ławką z ZASUNIĘTYM krzesłem a następną za nim ławką było z 10-15 cm miejsca, jak wstawałam po napisaniu to uderzyłam o ławkę dziewczyny za mną, przypadkiem, bo zapomniałam o ciasnym szyku biurek. Maaasakra. No i II etap był 15 lutego... 10 dni minęło i cisza.

1 kwietnia (jeśli to nie żart pana Sammeta) nowa płyta Avantasii. Którą zresztą zamierzam nabyć. W końcu, jeśli było się tak perfidnym, żeby nie nabyć obydwu części The Metal Opera, to w takim razie moja prawdziwa przygoda z tą supergrupą zacznie się od tego.

No, to żegnam. Epickich tekstów Soula i Alex mogę na pożegnanie dorzucić. Ale tak to... Do zoubaczenia~

Ja: *widząc gapiącą się na mnie Alex* Ola co ty się tak na mnie patrzysz?
Alex: *gapiąc się jeszcze bardziej* CO?! Ja się na ciebie nie patrzę!

Słownik Przejęzyczeń Klawiaturowych autorstwa Soul, Tig & Klawiatury CO. przedstawiaaa:

- przedstaiwa
- sywowałam (rysowałam)
- Szyszadło, Szyszajnik (ciąg dalszy przezwisk Szyszki Gerstnera)
- zwaloa (zwalona)
- puiszcza (puszcza)
- piprusnn (piorun, kontynuacja pipruna)
- szufada
- orgar (ogar lub też nieogar)
- Derad (Dead, inaczej Per Yngvie Ohlin)
- gebius, begius, geius (nieudolne próby Soula na napisanie słowa genius)
- 78 Sinners (7 Sinners)
- muszisz

~Tiga

czwartek, 14 lutego 2013

"Była mgła, i Bozia nie widziała co robi"...

... czyli o pochodzeniu uszu Agi.

Dzień dobry po kolejnej długiej przerwie. Czy już dobry wieczór? Niech będzie, dobra siedemnasta czydzieści sześć.

Jutro na olimpiadę, zn. 2 etap konkursu z polskiego... Cóż, tylko dwie lekcje bardzo mi odpowiadają, a w tym jeden wf... Już mam zamówienie na robienie tatuażu w czasie tegoż wf'u.

O tym, jak Tidzia otworzyła prywatne studio tatuażu długopisowego w szkole, zaraz.

Parę dni temu doszłam do wniosku, kiedy tata ubolewał nad idiotycznymi do prawdy i nie od kompletu uszami Agi, że ma takie uszy, bo "była mgła, i Bozia nie widziała co robi". Oprócz tego doszłam do wniosku, że Brave New World jest bardzo przyzwoite (bo nie wiem, czy wspominałam, pewnie nie - zdobyłam wreszcie pierwszą płytę 6-cio osobowego Irons). The Nomad szczególnie.

Oczekiwania na rok 2013? Jako, że na wczorajszym koncercie Slasha nie miałam przyjemności się pojawić, czekam na nową płytę Sabbs, Avenged Sevenfold i Avantasii. Wszystkie płyty w planach... Ja zbankrutuję. Najprościej będzie z Avantasią - skoro tak tanie było Straight Out, to pewnie i ta płyta droga nie będzie. Ale płyta A7X już gorzej, a o nowej, tak wyczekiwanej płycie Sabbathów nie wspominając... Przy okazji przydałoby się dorwać chociaż od Soula "Meir" Kvelertaka... Cóż, będę bankrutem. Ale nadal mam też cichą nadzieję, że Maideni coś wydadzą w 2014 roku. Skoro Metallica, to i wypadałoby, żeby po 4 latach milczenia legenda heavy metalu zabrała głos... No i nadal mam ciche nadzieje na to, że Dyniogłowi, że względu na wczesną datę wyruszenia w trasę po Straight, w połowie / pod koniec 2014 roku wydali kolejne studyjne monstrum... Miło by było... Ale wtedy to ja już będę totalnym bankrutem.

 Na razie czekamy na nowego Metal Hammera, on prawdę powie na temat nowinek ze studia Avantasii, Avenged i Sabbs.

Rysowanie tatuażu sobie na prawym ręku. Potem jeden z dwóch tatuaży na ręku Alex. Potem jeden tatuaż na ręku Asi, dwa na rękach Oli. Na jutro zamówienie od kolegi z klasy... Jeżu drogi, ręka mi przed tą olimpiadą odpadnie.

A ja dalej zatruwam rodzince życie, rozkoszując się dźwiękami Straight Out of Hell... To leci ostatnio prawie non stop, prawie, bo na przemian z innymi nabytkami ostatniego czasu - z Brave New World, kilkoma pozycjami z Crystal Empire (mało znanego zespołu Freedom Call), The Cream Johna Lee Hookera, Nine Lives Aerosmith i Cinema Nazareth. Ciekawe zestawienie, szczególnie to z power/speed/ "thrashcore" *jak to raczyłam nazwać, bo inaczej nie umiałam* albumu Helloween z bluse'ową płytą Hookera... No cóż, w końcu gdyby nie blues, nie byłoby metalu, więc to synteza przeszłości z przyszłością.
He shows disdain for all this world
Dreams of spaceships, to raise him high
What's in his head's made of fantasies
Celestial bodies, all kinda stars

~Burning Sun, Helloween


Słownik Przejęzyczeń Klawiaturowych autorstwa Soul, Tiga & Klawiatury CO. przedstaaaawia:
- umiarłam
- abdytował
- widziałąm
- konkurasch
- Szasyłak
(ciąg dalszy Szyszałaka, Szyszłaka, Szaszłyka, Szyszki i Szyszaka)
- śrenio
*miało być średnio...*
- bili
zamiast bioli
- przetali
zamiast przestali
- Patrycka


Ciąg dalszy nastąpi.

Dzisiaj krótko, zwięźle i na temat, ale muszę zmykać. Dzisiaj trza się wyspać...

Niech moc będzie z Wami.

~Tiga

P.S. - Jakoś mi się kojarzy z sytuacją w Kościele...

piątek, 8 lutego 2013

Sen o Lustrach...

... czyli o dziwnych snach ogólnie.

Dream of Mirrors - Iron Maiden; stąd tytuł.

Dobry wieczór~

A dzisiaj miałam bardzo ciekawy ale i dziwny sen, a jakże. Najpierw sklep koleżanki, potem wycieczka z kumplami, bieg po ciemku po jakimś dworcu w przeczuciu, że jest się śledzonym, płacz, szukanie pomocy, potem pomoc okazuje się kłopotami... "Go home brain, you're drunk".
I only dream in black and white
I only dream 'cause I'm alive
~Dream of Mirrors, Iron Maiden


Tsa, była "praca domowa" z plastyki. Portret / kopia dzieła mistrza na min. formacie A3. A ja perfidnie zrobiłam portret Kate Winslet i to do tego ołówkiem. Ale stwierdzam, że zostałam zachęcona do rysowania portretów na dużych formatach. Jak brałam kartkę i ołówek do ręki to byłam przerażona, bo na A4 jak rysuję to te wszystkie detale są strasznie trudne do poprawnego zaznaczenia. A tu bum, w czasie, w którym normalnie robię jeden portret na A4, zrobiłam portret na A3. Dafuq brain, po raz kolejny. Następny cel? Cameron Diaz / ktokolwiek.

Prawda, że "ktokolwiek" jest niezmiernie konkretnym określeniem?

Mam zamiar zrecenzować w najbliższym czasie Brave New World i The Final Frontier. A co dzisiaj? Aaa o tym za chwilę.

Wczoraj Cadillac ElDorado '67 w godzinę, dzisiaj Winslet, a jutro? Jutro praca domowa z chemii, fizyki i matematyki, haaa, nie ma tak dobrze, Tidzia! Chciałoby się całymi dniami origami modułowe składać i rysować jakieś bohomazy.

Katowanie gardła przy Maidenach zawsze spoko. I teksty Bloody i mojego taty.

Tata:
"No proszę, dziecko studiuje Guns N' Roses... *z pokoju sączy się końcówka You Could Be Mine* I pana Axl Rose'a dostającego zapalenia ślepej kiszki."
"Słuchasz Billy'ego Idola? Jeszcze trochę i zaczniesz słuchać Abby... "


Bloody: "Kot śpi, a teściowe harcują!"

Recenzjaaa na dziś - Czarny Album / Metallica / Bez tytułu / Czarna Płyta Metallici.

*zaraz rozwalę tę kupę kabli nazywaną potocznie komputerem*

Płyta:
Czarna jak tyłek Szatana (Czarny Album, Metallica)
Wykonawca: Alcoholica (Metallica)
Rok: 1991
Skład: Jeden z lepszych (Hetfield, Hammett, Ulrich, Newsted)
Gatunek: Ponoć grają thrash, ale na tej płycie im nie wyszło (Heavy metal)

Enter Sandman - pieśń legenda. Pieprznięcie na dzień dobry, pomimo pozornie spokojnego intra. Teledysk jednym z najlepszych, jakie widziałam. Hetfield po raz pierwszy i ostatni tak dobrze zaśpiewał całą płytę (w sensie, jest bardzo równomiernie i wysoki poziom we wszystkich numerach, co mu się chyba nigdy wcześniej i nigdy później nie udało). Niesamowicie dobre, ciężkie riffy i wstawki solówkowe Kirka. Lars nie wali po garach... dobra, przesadziłam. Lars jak zwykle wali po garach jak popadnie, ale tym razem wyszło mu (przypadkiem) bardzo dobrze. Cóż, ale ponoć nawet małpa, gdyby jej dać odpowiednio dużo czasu i dużo kartek, napisałaby książkę... Ale ogólnie do pieśni przyczepić się nie mogę bo w Czarny Album, jak już nałogować, to na całego. I nigdy nie znudziła mi się żadna z pieśni (poza jedną, za którą nie przepadam, ale o tym zaraz).

Sad But True - walnięcie jak na heavy metalowy album przystało. Jest ciężko, z dobrymi wokalami, gitarami, perkusją. Basu jak zwykle nie słychać (biedny Jason... taki niedoceniony. Chociaż Markusa też nie słychać, to chociaż publika za nim na koncertach szaleje...). Ostatni raz był słyszany w Enter Sandman, ale tak piąte przez dziesiąte. Tu niby też go tyci słychać... Ale ogólnie to raczej nie. Za to mamy do czynienia z dobrą melodią mimo ciężkości utworu. Dobreee riffy. No i tekst. Powyższe metodą na dobry utwór. Ah no i trzeba dodać podstawowy, najważniejszy składnik - trzeba być Metallicą.

A bierzcie sobie, kochani, Tidzię za fanatyczkę Metallici. Hejterzy sobie mogą mówić co chcą - ja po prostu doceniam dobry zespół. Niegdyś dobry, bo fakt, że Anthrax od tak sobie na Woodstocku wystąpi a Metallica ceni się na 550zł za dobrą miejscówkę na koncercie mnie bardzo wkurzył. Nie wspominając o pseudo płycie z Lou Reedem...

Holier Than Thou - cóż, thrash jednak głęboko człowiekowi wchodzi w geny (wiem po sobie, bo mam tendencję do grania na gitarze szybciej, niż drugi gitarzysta, w tym przypadku Soul) i został także tutaj przemycony. Ale został mocno podrasowany przez domieszkę heavy. Doskonale zaśpiewane i zagrane, nawet mam Larsa na myśli. Widać on się nadaje do thrashu. Nawet bardzo, bo walenie po garach bez jakiegokolwiek przemyślenia w thrashu jest skuteczne, bo szybsze. Bas słychać. Yayz, dobrze jest.

The Unforgiven - nie Nothing Else Matters (przeeereeeklaaamowaaneee, choć świetne, ale przereklamowane), nie Enter Sandman ani nie Wherever I May Roam, tylko właśnie The Unforgiven to najlepsza pozycja na tym krążku. Nie byłam jako dziecko do tego przekonana, ale do geniuszu sztuki heavy metalowej trzeba dorosnąć. Niesamowita, koncepcyjna zamiana ról w balladzie - zamiast mocnych refrenów i intra, a cichych zwrotek wykonano manewr odwrotny - ciche i spokojne intro, refreny, a genialne i grubo ciosane riffy w zwrotkach. Jamesowy wokal zawstydza wszystkich żyjących wokalistów. Long Live James Hetfield w takim razie. Teledysk niesamowity i nie do przebicia. Number one.

Wherever I May Roam - nie lubię. Chociaż muszę przyznać, że nigdy nie przeskakuję tej ścieżki, kiedy słucham Czarnej Płyty. Dobre, bo dobre riffy, jak zwykle dobry wokal Jamesa, bardzo, bardzo dobry tekst - ale jakoś cały utwór do mnie zbytnio nie trafia. Da się tego słuchać i nie mogę odmówić, że jest to nie najgorsze, a co dopiero wypełniaczem nazwać nie mogę. Ale nie przepadam.

Don't Tread On Me - ludzie, których znam, nie przepadają za tym utworem, a ja z kolei bardzo lubię. Dobra melodia, riffy, wokal. Panowie Hetfield i Hammett wykonują jak zwykle dobrą robotę przy współpracy obydwu gitar - tej bardziej subtelnej, grającej solówki, gitary Kirka i tej silnej, agresywnej, potężnej i dudniącej gitary Jamesa. Perkusja jakby trochę bardziej przemyślana... Momentami dalej Lars zachowuje się jak Zwierzaczek z Muppetów, ale mniejsza. Bas słychać całkiem nieźle! I bardzo ładnie współpracuje on zarówno z gitarami, jak z perkusją. Jest dobrze.

Through the Never - ah, i znowu mamy zapędy w stronę thrashu... Ale bardzo fajnie nam one wychodzą, bo są znów połączeniem thrashowej natury Alcoholici z heavy metalem. Bardzo lubię ten utwór, szczególnie za breakdown z nieziemskim wokalem Jamesa. O gitarach i świetnych riffach nie wspominając. Perkusja brzmi świetnie (przynajmniej jak na Larsa). Wiem, wiem, jestem potworem. Ale nic nie poradzę, że go nie lubię, ale pewnych zasług jako perkusisty dla metalu odmówić mu nie mogę...

Nothing Else Matters - no i dobrnęliśmy do geniuszu... czy po prostu przeboju komercyjnego? Nie. NEM jest geniuszem, ma nieziemski tekst płynący prosto z serca. Część ludzi na pewno wie, że ten utwór powstał, kiedy James pisał "sam dla siebie", nie planował wrzucić tego na płytę. Dobrze się stało, że jednak ten utwór się tu pojawił, bo uspokaja trochę ten krążek. Poza tym jest, co by nie mówić, świetnym utworem pod względem wokalnym, gitarowym i nomen omen - perkusyjnym. Ale i tak, dla mnie The Unforgiven jest znacznie bardziej... oryginalne, nowatorskie, bo tego Metallica jeszcze nie robiła. Fade to Black było pierwszą balladą i można już było zobaczyć, że Tallicowe ballady odznaczają się niezwykłą finezją, pięknem i mądrością tekstu. Geniusz, a jednak nie uważam, żeby był pierwszy w rankingu najlepszych z Czarnego Albumu. A jeśli już, to razem z The Unforgiven.

Swoją drogą bałam się recenzji "Metallici", bo jak tu oceniać coś, co jest geniuszem absolutnym i właściwie nic poza pochwałami nie ma się przy niej do powiedzenia? Zero krytyki, bo i do czego się tu przyczepić...

Of Wolf and Man - bardzo przyjemnie się tego słucha, szczególnie w wersji z S&M. Straszecznie podoba mi się tu wokal Jamesa. Solo na miejscu, gitary też. Na upartego można by stwierdzić, że zalatuje thrashem, ale takim torem myślenia można by sklasyfikować całą tą płytę, jako heavy zmieszane z thrashową spuścizną. Perkusja zdaje się być dość przemyślana, może dlatego, że nie jest zbyt wyszukana. Bo i być nie musi, w końcu tutaj największą rolę spełniają gitary. Bas dodaje smaczku, nawet go tyćkę słychać. Dobry riff nadaje odpowiedniej atmosfery, tak samo jak chórki i odpowiedni breakdown w wykonaniu odpowiedniego wokalisty i odpowiednich gitarzystów.

The God That Failed - osobisty dość tekst, bo Jamesowy, a jak wiadomo, pan Hetfield miał (i chyba nadal ma) focha na Boga, za to, że jego matka zmarła na raka, bo z wiary w przekonania swej sekty nie chciała się leczyć. Cóż, ja bym tu winiła raczej sektę, ale jak się ma 14 czy 15 lat i traci się matkę, to faktycznie nie jest to zbyt przyjemne... Tak czy inaczej, pomijając ateistyczny tekst; świetny, heavy metalowy, ciężki i nago brutalny utwór ze świetnym wstępem i ogólnie dobrze wyeksponowanym (przynajmniej w porównaniu z resztą albumu) basem. Perkusja jest silna ale bardziej przemyślana niż zwykle. No i wokal, świetny. Gitarrry, solooo. Jestem fanką tego utworu.

My Friend of Misery - czyli o tym, jak to James wytyka Larsowi, że jest idiotą i w ogóle, ale tak ogólnie to go mimo wszystko lubi. Ciekawe, czyż nie? Ale lubię, bardzo. Dobry utwór, nie ma co się czepiać. Najlepsze tutaj? Partie wokalne, zdecydowanie. Świetne wykorzystanie wokalu Jamesa. Doskonałe intro i nastrojowa gitara Kirka przez większość utworu, dobre solówki. Perkusja niezła, na poziomie albumu. Może dzięki temu szczeremu wyznaniu Jamesa Lars postanowił trochę bardziej się przyłożyć do gry, bo go wzrusz za gardło chwycił...?

Struggle Within - no i mamy genialny zamykacz. Gitary świetne, Jamesowa w riffach nie do pobicia, chociaż solówki chyba jeszcze lepsze, breakdown po solo najlepszy. Znowu "zalatuje thrashem", ale wokal typowy dla Czarnego Albumu, ciężko jak na ten krążek przystało. Ogólnie - nie mam się do czego przyczepić (nawet bas słychać co udaremniło perfidnie moje podstępne próby podjęcia krytyki...). Dziękuję i dobranoc.

Ocena? 6 na 6. Nie, nie jestem satanistą.

Ja tylko lubię szóstki. :)

Dobranoc~

~Tiga

wtorek, 5 lutego 2013

Pan Misiael się nie myli...

... czyli to i owo plus recenzja Prosto z Piekła.

Witajcie~

Po dłuższej przerwie bo internet strzelał fochy.

Więc tak. Wczoraj była depresja sięgająca Hadesu albo i niżej. Efekty są na ręce...

Ehh. Za to dzisiaj już lepiej. Pomijam fakt ciekawego biegania i w ogóle nieporozumień trzeciego stopnia... Nevermind. W każdym razie - od tygodnia delektuję się Straight Out of Hell i o tym głównie dzisiaj będzie, bo jestem jeszcze w stanie płytkiej depresji i gdybym pisała o czym innym, ten wpis ociekałby żalem, emo, depressive black metalem i innymi ciekawymi stanami psychicznymi.

 Pan Misiael czyli Michael Weikath - dla niewtajemniczonych: gitarzysta, tekściarz, kompozytor i nota bene niepodzielny wódz, założyciel i w ogóle super ważna persona w zespole pieśni ludowych Helloween - powiedział jakoś bodajże w październiku... *zaglądam do Metal Hammera, Młotek prawdę mi powie...* taak, jakoś w tych okolicach czasowych; powiedział, że "ta płyta skopie tyłki najbardziej leniwych słuchaczy". Uważam tą wypowiedź za niewymiernie trafną, oprócz szczerości do bólu - bowiem Straight Out of Hell doprawdy została stworzona w najgłębszych odmętach piekła. Płyta ma 13 ścieżek i godzinę długości - to już nasuwa skojarzenie, że jest
"szybciej i ciężej, niż na 7 Sinners" cytując pana Misiaela. Co prawda, o tym ciężej po samej długości się nie przekonamy. Wręcz przeciwnie - skoro szybciej, to powinno być lżej. Jakiż szok mnie ogarnął, kiedy włączyłam jedną z najcięższych i najszybszych kompozycji z Siedmiu Grzeszników po kilkakrotnym wysłuchaniu piekielnego krążka - i bum, nagle okazuje się, że 7 Sinners to powolna i wcale nie taka znowu potężna płyta. Na Where the Sinners Go jest wolno i ciężko, jeszcze w Are You Metal? i w Far in the Future. W Long Live the King jest hałaśliwie i szybko, ale hałas zagłusza potęgę gitar. Mogę więc własną krwią jak ten Twardowski podpisać się na cyrografie, iż ta płyta jest moim zdaniem najlepszą, jak dotąd, płytą Helloween. Wielu mówi "E, Dark Ride było lepsze" "Przy Jeździe po Ciemku ten krążek wymięka". A więc osobiście zamierzam bronić 16-stego studyjnego potwora Fanów Zupy z Dyni. Zrobił na mnie ogrooomne wrażenie. Już od dłuższego czasu miałam w posiadaniu najdłuższy chyba na płycie singiel "Nabataea" w jego właściwej, 7-mio minutowej długości (bowiem singlowa wersja jest wersją z teledysku i została perfidnie skrócona o przecudowny breakdown z anielskim wokalem Andiego). Razem z Soulem zachwycałam się tym utworem, ale po usłyszeniu pozostałych 14 (a tak tak, bo Tidzia równie perfidnie w końcu zamówiła sobie limitowaną edycję z dwiema dodatkowymi ścieżkami) padłam i nie mogę jeszcze pozbierać się z podłogi. Oprócz tego, że pan Misiael się zapowiedział, że będzie ciężko i szybko, to potem pan Deris - znów dla niewtajemniczonych: krzykacz, tekściarz, kompozytor, frontman, blond czupryna, chrypa, kwiki itepe; druga ważna persona w owym zespole - zapowiedział, że będzie weselej. Potwierdzam po usłyszeniu radosnego refrenu Markusowej (basista, tekściarz, kompozytor, tornado na scenie, założyciel) kompozycji o bardzo groźnym tytule "Straight Out of Hell". Państwo w Metal Hammerze mieli rację - fani wykrzyczą ten refren i ogólnie ten utwór na koncertach równie chętnie, co Future World czy Power.

A więc, do pracy, rodacy.

Płyta: z Piekła Rodem (Straight Out of Hell)
Wykonawca: Wesołe Dynie, Happyween (Helloween)
Rok: Obecny (2013)
Skład: Najlepszy (Deris, Weikath, Gerstner, Grosskopf, Loeble)

Nabataea - ah te Derisowe kompozycje z niesamowitymi tekstami. Gitara Saschy rozwala system, tak samo jak ogólni potężne walnięcie wydmuchujące słuchacza z pomieszczenia. Tak niepozornie się zaczyna, orientalnym riffem, a tu jebudu. Niesamowity i przekraczające wszelkie granice wokal (wreszcie! Andi ograniczył chrypę do okazjonalnych akcentów, chociaż pisków i wycia na tej płycie nie brakuje, również w tym kawałku). "Aaaa Nabataea!" niesamowicie wyśpiewane, genialnie zagrane przez gitarzystów - solówki powalają tak samo jak ciężar riffów, które po prostu dają z pięści w nos - i perkusistę. Pan Loeble chyba gary ma z tytanu, bo takiego nawalania jak na Straight jeszcze nie zaprezentował. Bas czasem okazjonalnie słychać, ale ogólnie to słychać wrzask, gary i gitary.

A no i byłabym zapomniała - teledysk. Cóż tu dużo mówić... Mogłabym oglądać w kółko.

World of War - no i od razu na dzień dobry utwór doktora Oe... Pestkera. Doktor Pestker specjalizuje się w dobrych tekstach i dobrych utworach, ale tu mi kopara opadła. Zacznijmy jednak od początku. Nabataea powoli cichnie, ucichła... wiedziałam, słuchając pierwszy raz, byłam PEWNA, że nastąpi epickie pieprznięcie, bo to jest oczywiste, w przypadku tak opiewanej jako ciężka płyty. Teleportacja do innego pomieszczenia następuje. Bardzo, bardzo mądry tekst, doskonale zaśpiewany, ciężkie i agresywne gitary, zero cenzury w kwestii nawalania po strunach. Szybko, gwałtownie, ciężko. Czego więcej chcieć? Nawet Markusa słychać, tam, na basie! Dudni sobie grzecznie w tle. Ale słychać go tylko jak gitary przyspieszają, w refrenie, a potem z breakdownie, kiedy Sascha popisuje się przed solo (inaczej nie umiem tego nazwać). Ogólnie jedna wielka power metalowa, łamana przed speed metalową, zawierucha.

Live Now! - Andi mówił, że ten utwór był na początku zbyt popowy, ale Sascha dołożył mocne gitary. Przypadkiem pan Pestker brzmi tu jak gitarzysta prowadzący Bon Jovi, ale mniejsza. Świetny tekst, wokal i bardzo pozytywny, krótki utwór. Zgadzam się z panem krzykaczem, ten utwór ma jakąś pozytywną wibrację, jest ciężki, ale mimo wszystko bardzo melodyjny, szczególnie refren z solówkowatym riffem Saschy. Usta same krzyczą Live now! Perkusja w tym miejscu gdzieś zaczęła mnie przerażać. Zachodzę w głowę, jak Dani to zrobił, że nie zdemolował swoich garnków w czasie nagrywania tego krążka. Markusa słychać!
Nope, nie przestanę, powtarzam po raz kolejny. Bo jestem fanką basistów w osobach Markusa, Steve'a Harrisa (przy czym dla mnie numerem jeden jest Harris, ale jeśli chodzi o pozytywną osobowość to chyba Markus) i rock in peace Cliff Burton. Ot, co.

Far From the Stars - trochę mi zeszło, zanim się przekonałam do tego, bo choć Markusowe, choć dobry tekst i dobre gitary, to jakoś wydało mi się zbyt chaotyczne. Doprawdy, jest szybko i może ździebko bez przemyślenia w intro i refrenie, ale zwrotka bije wszystko na głowę jeśli chodzi o gitary. No i wokal. Ale to chyba będę pomijać, bo ja mam słabość do pana Derisa, a poza tym on i tak jest genialnym wokalistą. DAT SOLOS! Czy jest na sali lekarz? Po solówkach leżę.

Burning Sun - Geniusz. Absolutny. Leżę po tekście, gitarach, solówkach, wrzaskach, kwikach, śpiewie, perkusji (Dani, spokooojnie, bo rozwalisz te gary!) i breakdownach. Dawno nie słyszałam tak dobrego wykorzystania klawiszy u Weenów. Bas nawet słychać. Solówka Weika = geniusz. Chociaż sobie Pan Weikath trochę na tym albumie odpuścił. Na Sinnersach chyba było lepiej w kwestii solówek, a na Gambling to już w ogóle. Przejście solo do epickiego breakdownu sprzed refrenu - love it. Leżę i nie mogę wstać.

Waiting For The Thunder - well, Derisowa zasadzka. Jak z If I Could Fly - niepozornie zaczynający się, bo pianinem, utwór, a tu nagle sruuuuu i mamy drugie If I Could... Z tym, że 666 razy lepiej zaśpiewane i zagrane, perkusja w przeciwieństwie do If I Could Fly należy do właściwego człowieka. Gitary są tu lepsze, przede wszystkim nie zagłuszają bezmyślnie wszystkiego dookoła, riff bardziej skomplikowany, chociaż ...and Justice for All to to nie jest jeśli chodzi o technikę. Krótkie i treściwe solo. Bas... Not sure, if to co tam dudni to bas czy potężna rytmika Weikatha... Chórki Saschy, yayz!

Hold Me in Your Arms - nuuumerr jeedeeen~ Najlepszy, najbardziej epicki i wzruszający na tym krążku i najlepsza ballada Helloweenu ever. Saschowa pieśń bije na głowę Forever and One Derisa czy Don't Stop Being Crazy *nota bene też Derisa*, choć do tego drugiego z początku wydało mi się ździebko podobne. Tekst bije wszystko na głowę. Nastrojowa jak cholera perkusja, wokal przyprawia o dreszcze, jest w ogóle odmaterializowany i nie z tego świata. BAS! Bas dodaje tu niesamowitego klimatu, tak samo jak to pianino i gitara akustyczna. Piękne i klimatyczne solo, chociaż bardzo krótkie i proste. Ostatnie dwa wersy zaśpiewane pod koniec, wydawałoby się trochę wcześniej, że to już koniec, a tu te słowa "I need your guardian hand my bride, till the end of my whole life". Najpiękniejsza ballada Helloweenu, nawet śmiałabym twierdzić, że jedna z najlepszych w ogóle.
Nie bez powodu ta płyta dostała najwyższe w historii zespołu noty na listach przebojów...

Wanna Be God - I WYLATUJEEEMYYY Z POKOJU! Dani i wokal Andiego, nic więcej przez 1:40 z 2 minut. Kawałek zadedykowany Frieddiemu Mercuremu, powstał przez przypadek i przypadkiem nawiązuje do We Will Rock You Queen. Dani - jesteś bogiem perkusji i zdania nie zmienię.

Straight Out of Hell - piekielnie... wesoła i diabelsko... chwytliwa. Słowa same wypływają z ust. Niesamowicie melodyjne. Przy tym ciężkie i genialnie wkomponowane klawisze. Gitary są jak już napisałam ciężkie, co nie zmienia faktu, że nie zagłuszają, jest trochę w stylu starszego, weselszego Ween. Zaśpiewane tak nieziemsko... Bas słychać, perkusja jeszcze podkreśla ten wesoły rytm. Ogólnie, jest straszliwie zabawnie, miło i fajnie, chociaż okładka i tytuł płyty / pieśni sugerują co innego. Najlepsze tutaj jest jednak niepodzielnie solo Misiaela. Zjeeeżdżaaamyyy po gryfieeee~

Asshole
- przester i riffy sięgają kotła w piekle, chrypa na miejscu, ale bez przesady. Świetnie zaśpiewane i zagrane, z tym, że słownictwo w refrenie faktycznie jest... dosadne. Tak czy inaczej nie zmienia to faktu, że choć dosadne, to ogólnie tekst jest bardzo aktualny... Solooo~ Pestkerowa kompozycja to i solo musi być dobre. Perkusja zrzuca buty z nóg i wygania je do szafki. Bas... well, za ciężkie gitary, żeby bas było słychać...

Years - Weikathowa kompozycja, tak jak Burning Sun. Z tym, że to już jest ewidentne dzieło Majkelowego lenistwa... Nie, nie jest źle. Przeciwnie, jest dobrze. Bardzo. Bas słychać. Perkusja dobra, wokal. Gitary też. Chodzi tylko o to, że Weiki z czystego chyba lenistwa poszedł w styl starego Helloween, dał trochę harmoniki, klawiszy, wziął chochlę i wymieszał wszystko razem w kotle *tym z okładki Better Than Raw oczywiście..*, potem dodał szczyptę chórków kolegi solowego wymiatacza i powstał takowy wywar. Dobre gitary w zwrotkach, takie typowo Dyniowe. Ale mógł się pan Weikath, bądź co bądź, bardziej postarać. Chyba, że całą wenę stracił przy Burning Sun, to wybaczam.

Make Fire Catch The Fly - Soulowi się nie podoba, a mi bardzo. Jest ostro, dynamicznie, geniusz wokalu osiągnięty, tekst przypomina mi nieco przemyślenia muchy przed wleceniem do lampki nocnej, ale mniejsza. Perkusja jest czynnie maltretowana. Świetne gitary i breakdown, ale breakdown przede wszystkim ze względu na wokal... Ta pieśń jest pokazem siły pana Derisa. Wrzaski, krzyki i kwiki, everythin mile widziane. Solo dobre, a jakże! Pan Pestker gra tylko dobre solówki. Fireeee!

Church Breaks Down - zamykacz godny Far in the Future, choć nie aż tak epicki. Tutaj z Far... porównywałabym tego potwora robiącego za otwieracz. Ale to jest godny następca, bo jest dobrze. Szczególnie jeśli idzie o perkusję, wokal. Gitary też dobre, ofkors. Ale chyba nie tak dobre jak w Far in the Future. Jednak nie można odmówić, że jest ciężko, czasem szybko, melodyjnie. Dat solo... Dat chór... Kończymy na poziomie.

Tak więc ocena ogólna płyty: Geniusz.


Well, dopisałabym jeszcze Another Shot of Life
, bo druga z bonusowych ścieżek to, poświęcona zmarłemu klawiszowcowi Deep Purple, Jonowi Lordowi, wersja Burning Sun z Hammondem zamiast jednej z gitar. Ale... mi się nie chce. Może innym razem~

To ja znikam. Życzę dobrej nocy i żeby nikogo nie złapała taka deprecha jak mnie wczoraj.

~Tiga

piątek, 1 lutego 2013

Somewhere Back in School...

... czyli o powrocie do szkoły i tygodniu w niej spędzonym.

Dobre popołudnie, jest 16:43.

W środę odebrałam przesyłkę z poczty - tak, doszło, moje upragnione Straight Out of Hell.

Płyta prosto z piekła, dosłownie. Nałoguję non stop od środy. W tym celu nawet perfidnie zaczęłam latać po szkole z dyndającymi przede mną słuchawkami. Recenzja będzie, ale trochę później, jak dobrze ją przesłucham. Na razie dobrze kojarzę tylko Nabataeę, Live Now!, Asshole, Hold Me in Your Arms i Wanna Be God...

Spanie na lekcjach z Bloody Revenge albo / i z Alex. Chciałoby się kliknąć "Lubię to". Oprócz tego niecenzurowane rzeczy wyczyniane z Revenge'owym pilnikiem do paznokci. Śmiech na holu w wykonaniu naszej Szatańskiej Trójcy.

Proszę pana, proszę zostawić moją słuchawkę w spokoju.

Klawiatura mi nie kontaktuje, hańba.

Przed chwilą byłam świadkiem, jak Aga zagryza kołdrę, pod którą schował się przed nią tata. Okazuje się też, że na słowo "koza" reaguje merdaniem ogonem i wesołym "ałuuu łuuu łuuu". Znaczy zna włoski. Bo po włosku "koza" to bodaj dziewczyna. Jakoś tak.
Take me, take me, hold me in your arms
Save me, save me, all I need is your love
Wake me, wake me, hold me in your arms
Don't break me, don't break me, I just need a place in your heart

~ Helloween, Hold Me In Your Arms
*dawno nie słyszałam czegoś tak pięknego, polecam do posłuchania*


Gacek nabrał już większego dystansu do siebie samego, bo mniej warczy na Agę. Przyszły mnie dzisiaj zwierzaczki oba przywitać, trochę tylko na nią warknął jak stanęła obok niego, po czym włożyła mu głowę między przednie łapy. Widocznie chciała sprawdzić, czy się zmieści. A przez 3 tygodnie przytyła 0,4 kg. Fufnie. Będzie z niej "czołk".

Aaaa właśnie!

Słownik Przejęzyczeń Klawiaturowych autorstwa
Soul, Tiga & Klawiatury CO. przedstaaaawiaaa:

- yaby i aby zamiast taby *tabulatury gitarowe*
- Szyszłak i szyszałak zamiast Szyszak (pieszczotliwie o pewnym gitarzyście, jak ktoś czytał recenzje płyt to połapie się, o którego chodzi)
- zpilkami zamiast szpilkami
- Sabathon
- zole zamiast zuole
- telapoya
- pzecztałam

- bruza zamiast burza

C.D.N.
I don't wanna be an angel,
I wanna be God
Mine the key to hell and heaven
I wanna be God

~ Helloween, Wanna Be God

Trololololo. Jutro zajęcia odwołane. Posiedzę w domu robiąc matmę. Cóż za przyjemność. Oprócz tego pewnie będę rysować... Słuchając płyty Prosto z Piekła. Hyhy.

Pozdrowienia dla panien Ingi i Poli za ciepłe słowa kiedy miałam deprechę. Przydało się.

Przybyłę, naskrobałę, znikłę.

~Tiga