wtorek, 13 maja 2014

I znów starsza...

... o rok, czyli parę słów o 17 urodzinach Tigeła.

Dzień dobry!

Siedzę sobie w internacie i skrobię tego posta z komputera pewnego CWANIAKA, który raczył mi pod moim nosem, kiedy nie patrzyłam, nadużyć zaufania i wklepać posta na bloga. Szybko go usunęłam, ale skoro tak bardzo ten Cwaniak chce obwieścić to światu - tak, kocham Cię, Kasiu Z.

Ale to tak między wierszami.


No więc czuję się nieco staro, bo skończyłam dzisiaj tego pięknego, 13 dnia maja, 17 lat. Czułam się cały dzień taka... zauważana? ważna? Jakoś tak. Miło, nie powiem. O 5 rano Kasia Z. wparowała do pokoju w internacie (tłuczesz się kochana jak słoń w składzie porcelany, nie myśl, dobrze Cię słyszałam, ale udawałam, że śpię, a kiedy się niby "zerwałam" na nogi, to zdążyłaś wyjść) i położyła przy łóżku skromniutką paczuszkę (zabiję Cię) zrobioną z torebki pewnego sieciowego supermarketu. W środku były cudowne życzenia opatrzone naszym zdjęciem i dwa lakiery do pazurów - czarny i fioletowy. Senk ju!

Ale to nie koniec. Pomijając to, że cały dzień jakieś 17 kochanych osób składało mi życzenia, na lekcjach, w internacie, to dostałam od mojej kochanej rodzinki (Mioteła, Szufeła, Amayeła, Cwaniaka, Agaty) cudowny prezent - zdjęcie z Miotłą, bransoletki i gwóźdź programu... Koszulka z Maiden Japan!

No myślałam, że się poryczę.

Potem znów życzenia, życzenia, życzenia. Pani Profesor dała mi jeden z bardziej wymarzonych prezentów - dostałam 5 za "sprawdziano-powtórzenie". A panna, Katarzynno Z., nie powinna była się tak denerwować. Ze mną się wczoraj uczyłaś, nic innego jak 5 dostać nie mogłaś! A spróbowałabyś - nie po to straciłam na wieczór głos od gadania o Gomułce.


Ahh ta wyobraźnia...


Życzenia od Soula też były, a co! Szkoda trochę, że nie miałam okazji być w domu na urodziny, ale źle nie było. Ponoć wyglądałam dzisiaj ładnie. Czyli wyglądałam znośnie.

Ale włosy nie dotrwały i się rozprostowały... I tak cud, że nie po 5 minutach, tylko po 5 godzinach.

No to w sumie tyle. Przemyśleń na temat mojego 17 roku życia ciąg dalszy nastąpi może jutro, może jeszcze dziś, może w weekend - się zobaczy. A z tej cudownej okazji postanowiłam zrecenzować w najbliższym czasie... The Innerrrr Sanctum!


Ahh nah nah. Także tego. Niech moc będzie z Wami!
~Tiga


poniedziałek, 5 maja 2014

Majówka...


... czyli to i owo o nudzie.

Dzień bardzo dobry!

(przynajmniej na razie)

Otóż, kiedy przyjdzie do świąt, to plastycy zapracowani. Jęczą, bo mało czasu, bo trzeba zrobić to, trzeba zrobić tamto, a odpocząć nie ma kiedy. Za to majówka... cholera, nudno jak nie wiem.

Niby coś tam mam jeszcze do zrobienia, ale jeśli wszystko zrobię w tym momencie, to co ja będę robić w środę?

Jutro przynajmniej nie będę się nudzić, mam nadzieję. Szykują się odpały.


Z racji faktu nadchodzących wielkimi krokami (to już za 8 dni! Jeżu, jaka ja jestem stara) urodzin, dorwałam wreszcie Rock in Rio. Te emocje, kiedy paczka przyszła na pocztę! Od razu obejrzałam całość... już w połowie koncertu miałam za sobą 2 wybuchy płaczu. Tak bardzo tkliwe. Ale serio, wzrusz, kiedy ogląda się te 250 tysięcy gardeł drących się w niebo głosy. I ta radość, jaką Ironi mają z grania, nawet po tych wszystkich kipiszach w składzie, po fochach gitarzysty i wokalisty, po ich powrocie. Na Rock in Rio zagrali dużą część Brave New World, czyli w sumie dość świeżego materiału. Mimo wszystko, publiczność doskonale wszystko znała. Najpiękniejszy moment był chyba na Sign of the Cross, który po prostu przenika przez człowieka wywołując ciarki. To niesamowite, że Maiden zdecydowali się zagrać ten utwór. A wybrzmiał piekielnie dobrze. Drugi świetny, poruszający moment to Blood Brothers. No i oczywiście takie hiciory jak Fear of the Dark, kiedy znów dreszcze biegną po grzbiecie, pełne energii Wrathchild, do którego z dystansem podszedł Bruce; niesamowite, pełne popisów gitarowych (najlepszy w tym wszystkim był chyba Janick, który na tym kawałku był bliski rozerwania gitary na strzępy) Sanctuary i przecudowne Run to the Hills. Nie wspominając już o oderwanym od rzeczywistości, mrocznym wstępie, po którym Adrian... co miał zrobić? Po prostu wziął, wskoczył, po czym perfekcyjnie odegrał The Wicker Man, przy którym cała ekipa Ironowska i publika się dopiero rozkręcała. Mimo wszystko, Wicker Man zamroził mi krew w żyłach, popuściło dopiero, gdy do końca dobiegł cały koncert.

Judas Priest nie przestaną mnie chyba zaskakiwać. Wbrew temu, co ludzie mówią, Nostradamus całkiem mi się podobał, i byłam w totalnym szoku, kiedy usłyszałam 2 dni temu Redeemer of Souls - singiel z nowej płyty o tym samym tytule. Jej pojawienie się było wstrząsem chyba dla każdego, bo 3 lata temu krążyły ostatnie pogłoski, że tworzy się nowy krążek Priestów i po tych 3 latach wszyscy zapomnieli, że w ogóle takowy miał być, nikt już nie brał zapowiedzi na poważnie. Tak więc, kiedy Rob Halford przy okazji premiery tribute-albumu "This is Your Life" powiedział, że gotowa już jest nowa płyta, nie przejęłam się tym zbytnio. Szok ogarnął mnie, kiedy na stronie facebookowej Ritchiego Faulknera pojawiło się dziwaczne odliczanie. Zajrzałam więc na stronę Judasów, a tu okładka nowej płyty. Gdy zajrzałam ponownie, dzień po skończeniu odliczania, ujawniono tytuł krążka i lada moment miał pojawić się singiel, a potem tracklista.

Tak bardzo mi się nudzi, że postanowiłam tego singla posłuchać. Redeemer of Souls jest bardzo w stylu starych Priestów - chwilę zajęło mi, żeby przyzwyczaić się do innego brzmienia, bo ostatnio nałoguję w parę kawałków z Nostradamusa i brak klawiszy mnie lekko zamroczył. Jednak teraz myślę, że nie byłoby nadużyciem stwierdzenie, że w tych 4 minutach zawiera się powrót Judas Priest w bardzo dobrym wydaniu. Czyżby panowie byli zazdrośni o sukces i formę Biffa Byforda i kolegów...?

A żeby tak i Maideni byli zazdrośni i sami pokazali swoją formę na nowej płycie studyjnej...

Niestety, w ich przypadku to coraz bardziej wydaje mi się, że nadzieja matką.

Z tematów mniej muzycznych mogę spokojnie stwierdzić, że przestanę narzekać na standardy internatu. Nowy pokój całkiem ładny... Szkoda tylko, że nas tak porozrzucało, 108 podzieliło się na 108 i 3/4 oraz 108 i 1/4, ale jakoś przeżyjemy. Chyba mimo wszystko nie jest źle.

Jako, że mi się nudzi, nie mam weny, a wpis trzeba trochę "usensownić", to może by tak parę zdjęć z Pragi jeszcze...? Jak się ma ich 1200, to jeszcze trochę mam w zanadrzu...






Nieziemskie wnętrze katedry św. Wita w Pradze



Urokliwe kamieniczki...

Kwiatki na moście Karola w nocy :)

Praga nocą - Wielkanocny Targ na rynku Starego Miasta Praskiego



Tyle może na razie. Niech moc będzie z Wami, tym bardziej, że wczoraj był Star Wars Day!
~Tiga