środa, 27 lipca 2016

Deszcz...

... bywa najlepszym przyjacielem człowieka.

Witajcie!

Przyszła burza jakieś 2 godziny temu, jest cudownie, bo po deszczu, rześko i chłodno. Przed burzą było już tak duszno i powietrze było tak ciężkie, że myślałam, że zemdleję.

A było to całkiem prawdopodobne, bo szalałam jak pies w studni z gipsem, farbami do ścian i malowałam sufit. Potem już byłam tak złachana (głównie chyba przez tą pogodę i temperaturę w domu), że gdyby nie chłodny prysznic, to bym nie wyżyła. Potem jeszcze i tak latałam po pokoju, ale tym razem czyszcząc i robiąc finalne poprawki. Jak dobrze pójdzie, na początku przyszłego tygodnia wprowadzę się do świeżo wyremontowanego pokoju.

Bardzo się cieszę, bo dawno mu się ten remont należał. Z resztą - prawda taka, że nigdy nie urządzałam pokoju po swojemu, całkiem. Mój pokój był urządzony przez moich rodziców kiedy miałam jakieś 12 lat, a potem tylko wynosiłam z niego pluszaki i zabawki, ale aranżacja i meble były te same. Teraz wreszcie mam swoje, własnoręcznie wybrane meble, parkiet, farbę. To może wydawać się komuś śmieszne, ale mnie to cieszy. Tym bardziej, że jako osoba z mniejszymi lub większymi umiejętnościami plastycznymi po prostu bawię się tym. Bawię się malowaniem ścian, sufitu, urządzaniem pokoju. Architektem wnętrz pewnie nigdy nie zostanę, ale to nawet ciekawe.

Ledwo co niestety rysuję i maluję na dużych formatach, właściwie wcale. Bo nie mam gdzie. Kiszę się na kanapie mając tylko jakieś kredki i Promarkery, do tego tablet i laptopa, to wszystko. Cała moja biblioteczka, wszystkie farby olejne, akrylowe i aerograf nawet wywędrowały na poddasze w pudłach, czekając na nowy pokój.


A powinnam robić projekty do dyplomów!



Swoją drogą, apropo książek - chciałam dzisiaj napomknąć o dwóch księgarniach - a raczej księgarni i wydawnictwie. To też w kategorii wstępu do moich wypocin o rysowaniu dla nowicjuszy.
         
                                Wydawnictwo RM


Pewnie w pierwszej chwili stwierdzicie, że zwariowałam - dość często spotykane, ale na pozór pospolite i nieciekawe wydawnictwo, którego książki z pozoru zdawałyby się wypełniaczami półek sklepowych. Otóż nie, przynajmniej nie każda ich książka.

W październiku będąc na rekonesansie sklepowym po Warszawie, razem z moim Barnabą Wunszem zabłądziliśmy na ulicę bodaj Kruczą, albo już Bracką. Była i zapewne jest tam nadal, księgarnia "Moda na czytanie" czy jakoś tak. No i pokręciliśmy się tam, o ile mi wiadomo wyszliśmy z niezłymi łupami - Barnaba zgarnął zbiór opowiadań Lovecrafta, ja zgarnęłam chyba ze 3-4 książki o rysowaniu.

A właśnie. Patrzę potem na wydawnictwo - RM. Zgarnęłam wtedy, o ile pamiętam, kurs malowania "Akwarele", "Kurs rysowania postaci" i "Pastele".

Książki są absolutnie fenomenalne pod kątem pokazania techniki krok po kroku. Nienawidzę książek, gdzie spotykam coś takiego: 





Nie. Tak książka nie może wyglądać, jeśli ma nam pomóc. A w Empiku na przykład widuję same tego typu, za przeproszeniem, "poradniki". Tfu! co to za poradnik, co nie tłumaczy, jak coś wykonać. Po kolei. Człowiek po to kupuje książkę z tutorialami, żeby nie musieć samemu kombinować godzinami nad techniką, tylko żeby ją brzydko mówiąc "papugować", w ten sposób uczyć się jej i ew. doskonalić po swojemu.

Książki z RMu, przynajmniej te na które do tej pory się natknęłam, są bardzo proste. Jest pokazane na początku czym wykonujemy prace - różne rodzaje farb, pasteli, ołówków etc. Potem po krótce wyjaśniona jest metoda przygotowania podobrazia, wykonywania szkiców wstępnych. A potem, różne obrazy autorów są przedstawiane po kolei; na każdym opisana jest inna technika użycia akwareli czy pasteli. Na każdym obrazie jest inny sposób, opisany dość dokładnie i w przyjemny sposób, razem z fotografiami z procesu powstawania. Rzecz genialna dla żółtodzioba, który pierwszy raz w życiu maluje akwarelami innymi niż te z kiosku, którymi ciapał laurki w dzieciństwie.

Jeżeli zarejestrujemy się na stronie wydawnictwa, mamy prawdopodobnie jedne z najniższych dostępnych cen. Co do tego polecam jeszcze szukać półek "Niepełnowartościowe" w księgarniach Matras - rzecz sprawdzona! Chociaż nie w każdej księgarni dostępna. Ale wiele Matrasów posiada chociaż malutką półkę z książkami, które potrafią być tańsze o połowę, bo mają np. obity róg albo porysowaną okładkę. Jeśli komuś nie przeszkadza tak delikatne uszkodzenie (nie mówię tu o niekompletnych książkach typu - nie ma 5 stron), to polecam szukać. Osobiście wyrwałam kompendium wiedzy o Wiedźminie za połowę ceny, bo grzbiet był naderwany na samym końcu. A Barnaba wyrwał encyklopedię II wojny światowej za 40 zł, zamiast 90zł. Niezły deal jak za zakrzywiony róg okładki.




                             Księgarnia Dedalus.pl

Druga rzecz, jaką chciałam dzisiaj omówić - całkiem pożyteczna księgarnia Dedalus.pl. Po zarejestrowaniu się mamy dostęp do książek z dostawą pocztową, księgarnie stacjonarne znajdują się m.in. na Grodzkiej w Krakowie i na Kruczej w Warszawie.

Jest to typowy dyskont, tylko że w branży książkowej. Sprzedają wszystko co się da, paroletnie wydawnictwa, które zapewne skupują po niższej cenie jako te, które "zostają" na stanie magazynowym innych księgarni i owe placówki chcą się tylko tego pozbyć. Mają wiele ciekawych pozycji, jak i wiele nieciekawych. Ale każdy wyrwie coś dla siebie. Zgarnęłam całe multum podręczników do Photoshopa, Ilustratora, Dreamweavera. Jest pełno pozycji wydawnictwa Helion, które często wydaje podręczniki tego typu - do jakichś zagadnień informatycznych. Widziałam też podręczniki do Lightrooma i wszelkich rzeczy typu php, html i CSS. Trzeba się liczyć z tym, że te wydawnictwa mają po 10 lat, ale w przypadku takich pozycji jak Photoshop, niewiele się zmienia i podstaw można się z tego spokojnie nauczyć. Jest też mnóstwo albumów ze sztuką, obrazami mistrzów, z modą itp. Ceny są śmieszne - za 9 zł można kupić książkę, która ma na okładce nadrukowane 100 zł. Oczywiście, ma na to wpływ wiek książek, ale dla ludzi, którzy potrzebują rzetelnych, podstawowych informacji i nie mają, lub nie lubią wydawać pieniędzy ze zbytnim rozmachem, Dedalus to idealne źródło książek.

Mają też lektury szkolne, czasem z audiobookiem albo opracowaniem, także za śmieszną kwotę, więc polecam wszystkim uczniom.


Ależ się rozpisałam!

W niedzielę planuję powoli wyprawę - może uda się wbić na pchli targ w Gliwicach. Może spotkam coś ciekawego, bo wbrew pozorom jest to targ bardzo interesujący - i znacznie tańszy niż np. ten w Krakowie. Targi staroci to z resztą jedna z ciekawszych rzeczy jakie można spotkać, bo czasami dla kogoś coś nie ma w ogóle wartości, a dla kupującego ma wartość estetyczną lub nostalgiczną - jak np. coś kojarzącego się z dzieciństwem. Liczę głównie na łupy modelarskie - nie zliczę, ile rzadkich i teraz bardzo wartościowych modeli Matchboxów kupiłam po złotówce na tymże targu będąc dzieckiem. Teraz w dobie powszechnego internetu ciężej jest znaleźć takie okazje, bo i sprzedawcy lepiej rozeznają się w wartości swoich przedmiotów. Ale kto wie - może coś ładnego się spotka. Na przykład, 3go takiego samego, cytrynowego Citroena 2CV. Dołączyłby do tej kochanej parki:





Jeśli coś ciekawego spotkam, na pewno się tu znajdzie - no i zapewne niedługo, jak już odzyskam w miarę normalne warunki pracy w pokoju, to pojawi się pierwsza notka z serii poradnikowej o rysowaniu. Może też jakaś recenzja? Coś się wymyśli. Ta Book of Souls chodzi za mną jak cień, więc kto wie...


Trzymajcie się bezgradowo, bezpotopowo (bo Kielce na ten przykład zalało dokumentnie) i niech Moc będzie z Wami!
~Tiga
 

poniedziałek, 25 lipca 2016

Wielki powrót...

... po wielkim, okrągłym roku.

Witajcie!

Dokładnie rok temu, 366 dni wstecz wstawiłam tu ostatniego posta o przeniesieniu. Czemu więc tu piszę? Nie, to nie jest wielki powrót z serii "nie mam co robić więc robię powrót na Wembley niczym Kiss".

Po pewnych sporych problemach technicznych utraciłam design swojej strony i niestety, kreator stron na pewnym hostingu nie zapisał mi na serwerze plików strony. Po usunięciu kreatora (który okazał się 'darmowy' jedynie dla nowych użytkowników i w tym roku musiałabym za niego płacić 850zł, co jest kuriozalne patrząc na jego żałosne działanie i możliwości) straciłam zarówno stronę na swojej domenie, jak i bloga, który był jej częścią. Domena nadal jest, ale mi trochę zajmie, zanim ogarnę sprzęt do tworzenia stron WWW na tyle dobrze, żeby jakąś porządną stronę sobie z tego wycisnąć.

Tak więc kochani, powracam - może już część z Was tu w ogóle nie zagląda, zakładam, że większość. Ale może blog przyciągnie znów trochę osób.

Przez ostatni rok było bardzo kolorowo i wesoło, niesamowicie wiele się działo, więc nie sposób opowiedzieć o tym w jednym poście. Jednakże mogę zaprosić do zajrzenia w parę miejsc, które nawiedziłam swoimi profilami. Zapraszam serdecznie na mojego Instagrama, stronę Facebookową, a nawet i YouTuba! Jeśli ktoś chce śledzić moje poczynania artystyczne, gorąco zachęcam. :)

Na razie na YouTube mało materiałów, bo nie mam statywu pod nowy telefon (chamstwo! Maksymalne uchwyty przy statywach są na 9,5 cm, a mój telefon ma 10,5 szerokości!) i chwilowo nie mam gdzie nagrywać, bo mój pokój jeszcze w remoncie. A tak tak, remont mi się uszykował i już się dzięki bogom kończy, ale jeszcze ten tydzień jestem troszkę ograniczona.


Co do serii muzycznej, którą tu kultywowałam, do tej pory nie zrobiłam obiecanej na przeniesionym blogu recenzji Ironowskiego arcydzieła, jakim okazała się The Book of Souls. Jeśli chodzi o koncerty, chwilowo nie mam nic nowego, miałam plany na Avantasię, ale z przekonania i braku środków nie pcham się nawet na Czad Festiwal - co to za impreza, na której wyciąga się pieniądz za bilety (i to ciężki) na długo przed ogłoszeniem line-upu, a jak już go ogłoszą, to podwyższyli ceny karnetów. Żałuję, bo Sabaton, Nightwish z Floor Jansen i Avantasia (z Marco Hietalą w tym samym miejscu, mogliby zagrać Master of Pendulum z Ghostlights, który ubóstwiam) na jednym festiwalu... No cóż, trudno się mówi.


Jeśli chodzi o rzeczy, których nie było rok temu, a teraz są... Zrobiłam prawo jazdy, nie bez poślizgów - ale zrobiłam. Jeżdżę sobie czasem rekreacyjnie, jako miłośniczka jeżdżenia za kółkiem na trasach, do Warszawy i z powrotem samochodem mojego tatka. Dostawczak to ciekawy samochód do ćwiczenia się. Ale za to jak tym się super parkuje!

A kobieta i parkowanie to jak wiadomo rzecz co najmniej podejrzana, jak nie niebezpieczna. :)

Zaczęłam też gotować. Zawsze uważałam się za antytalent kulinarny, ale przekonałam się. Ostatnio zrobiłam sobie, nie chwaląc się, tak dobre pierniczki cytrynowe, że do tej pory jestem na głodzie i ich szukam po domu, chociaż już ich dawno nie ma. Tak się uzależniłam...


Ale dobre były! To co ja zrobię!


No i jest Barnaba Grzechoposzukiwacz, znany też jako Morska Istota Ctuhlu. Tak, o Tobie mówię, Drukarko z Rivii.


A właśnie. Wzięłam się wreszcie porządnie za Sagę Wiedźmińską, a w zasadzie to Barnaba się wziął i mi czyta, jak ja już nie ogarniam, ja tylko słucham. No i płaczę po kątach nad tym, że nie mam kompa, który uciągnąłby Gerwanta i Dziki Hunt.

Taki komputer niechybnie musiałby być Płotką.

Jeśli chodzi o nadzieje na bloga - chcę na razie wprowadzić dodatek do recenzji muzycznych. Co jakiś czas wstawiać recenzje narzędzi plastycznych, co już zaczęłam na przeniesionym blogu na domenie, co prawdopodobnie będę musiała zrobić od nowa. Ale wiem, że taka wiedza może bardzo pomóc. Ktoś w końcu musi eksperymentować i pokazywać wyniki światu, żeby świat wiedział, co ma robić. A tak serio - to taki trochę tutek będzie, czego używać i do czego, a czego unikać jak ognia, na co warto wydać piniondz, a na co nie.


Na razie tyle nowości i ogłoszeń. Będę mam nadzieję kontynuowała i będzie dalej się podobało, sądząc po tym, że nadal blog jest odwiedzany mimo rocznej absencji autorki.

Standardowo... Do napisania i niech moc będzie z Wami!
~Tiga



 
Takie sobie liski zrobiłam. Ten u dołu to oryginał ze szkicownika, u góry trochę edytowany.