wtorek, 23 grudnia 2014

Polowanie na Mikołaja...

... Czyli to i owo o improwizacjach.

Witajcie!


Przede wszystkim i na wstępie, chciałabym wszystkim życzyć wesołych, spokojnych, ale nie nudnych, szczęśliwych! Świąt, dużo radości z czasu spędzonego z bliskimi i radości z dawania, nie tylko otrzymywania, oraz szczęśliwego, wesołego niezapomnianego Nowego Roku!

Jutro Wigilia, a w domu nic praktycznie jeszcze nieogarnięte (w kwestii jedzeniowej najmniej, bo porządku trochę robiłam już parę dni temu)! Tak być nie może. Dzisiaj zapowiada się siedzenie do późnej nocy nad uszkami, muffinkami, rybami i całym tym bigosem.

 Ciepłeee słowo na zimę. Biiiiigos.


Co do improwizacji... Będąc na 2 tygodnie przed świętami już nieco odciążone od prac domowych i mając wyrąbane na wszystkie szkolne obowiązki, inteligentne Tiga i So postanowiły się nie nudzić. Otóż, wymyśliłam, że pożyczę od mojego kochanego Cwaniaka aparat, i zrobię przy świeżo udekorowanej choince (na internackim głównym holu na parterze) So parę zdjęć w czapce mikołaja i zrobię z tego świąteczną, improwizacyjną, KRÓTKĄ animację poklatkową. Nigdy nie wierz swoim postanowieniom, z tego wniosek.

 W końcu nie zrobiłyśmy ani jednego zdjęcia pod choinką ze względu na czyjąś nieprzyjemną aurę w stronę Sophie. Poszłyśmy więc na dwór i tak latałyśmy od zewnątrz do wewnątrz, po pokojach, teatralnej, korytarzach, klatce schodowej...

  Bilans? Nie było nas 2 godziny, zrobiłyśmy ponad 1200 zdjęć w przynajmniej 6 różnych sceneriach. Żeby było śmieszniej, jakby mało było naszych genialnych pomysłów - postanowiłam zmontować z tego film świąteczny, mimo ogromnej ilości zdjęć i zaczęłam to robić jeszcze tego samego wieczora (warto nadmienić, że sesja trwała od ok. 20:00 do 22:00, a ja sobie inteligentnie montowałam od tej 22:00 dopóki mi o 23:30 nie padły wewnętrzne bateryjki).

 Efekt? Przypadkiem stworzyłam nie tylko film świąteczny, który oddam prawdopodobnie na film i fotografię (Podstawy fotografii i filmu, taki przedmiot w plastyku) ale i przypadkowo zmontowałam (i So to tak zagrała, choć nie wiedziała jeszcze wtedy, jaki utwór wybiorę do animacji) teledysk do Another Rock'n'Roll Christmas Ironów. Kocham przypadki!


Co jeszcze? Cóż, dużo rzeczy się ostatnio działo. W ostatni dzień szkolny tego roku (19 grudnia) odbyło się szkolne przedstawienie, w którym szczęście (lub nieszczęście) miałam grać Diabła, i jak to ładnie ujęła jedna z profesorek "przydupasa Szatana". Poza tym działy się wtedy dziwne, paranormalne zjawiska w szkole i internacie. Już pierwszego dnia po powrocie ze szkoły zachrzaniałam po domu z miotłą i odkurzaczem, a przez ostatnie 2 dni lepiłam ozdoby choinkowe z masy papierowej, malowałam je (jeden przypadkiem został ochrzczony "Anioł Morderca", a dlaczego, dowiecie się ze zdjęć...) i robiłam zakupy na Święta. Ogólnie, roboty trochę jest i będzie, czekają mnie literki, malarstwo i historia sztuki... A kij z tym, są Święta.

W pierwszy dzień Świąt postaram się napisać recenzję Apocalyptic Love i World on Fire, wstawię je w jednym poście, i będzie to post prawdopodobnie całkowicie recenzyjny. Warriors of the Road jeszcze nie miałam czasu na spokojnie w całości obejrzeć (obejrzałam jedynie część dokumentalną, niestety) a Redeemera nie wiem, czy zrecenzuję teraz, zależy jak szybko uwinę się z robotą do szkoły.

Byłam na Kosogłosie, taaaak, byłam. Byłam razem z Barbasią, Izą, Gabcią i Adrianem. Film piorunujący. Tylko, że typowy wnerwiacz. Krótki, pewnie udałoby się go zrobić jako jedną część ok. 3 godzinną, ale po pierwsze więcej kasy idzie z 2-óch filmów, a poza tym trzyma w napięciu. Niesamowicie podobało mi się, że scenografia zgadzała się prawie całkowicie z tym, co sobie wyobrażałam czytając książkę. Kreacja torturowanego, wychudzonego i wyglądającego jak dziecię obozów koncentracyjnych Peety robiła wrażenie. Był bardzo wiarygodnie przedstawiony. A i tak gwiazdą filmu była postać Haymitcha - kiedy tylko się pojawił na ekranie, wszyscy zamruczeli z zadowoleniem i co drugi jego tekst wywoływał śmiech na sali.

 A najbardziej piorunujący moment? Cóż, podróż Katniss przez ruiny Dwunastki była piorunująca, owszem... Przerażająca, bo spokojna, a jednak czuło się dramaturgię tej sceny, wyobraźnia dopowiadała elementy, które musiały nastąpić w czasie nalotu. Ale najbardziej nieziemski moment to śpiew Katniss, The Hanging Tree i przejście jej głosu w głos maszerujących rebeliantów. To było bardziej niż piorunujące.

 Ogółem, czekam na część drugą. Oby była jeszcze lepsza.


A Ty, potworku, zginiesz za tą książkę.



Tyle by było w kwestii wykładów i wywodów - czas na dokumentację zdjęciową. Na koniec, jeszcze raz wesołych i obyście poczuli magię Świąt, bo ja jakoś nie mogę jej poczuć. Niech moc, święty i renifery będą z Wami!
~ Tiga

Anioł Morderca



piątek, 5 grudnia 2014

Christbass is coming...

... czyli to i owo o tym, jak to Tidzia dorwala sie do basu.

Witajcie!

Coz, pisze do Was wlasnie ze szkoly. Siedze przed sala i czekam na historie sztuki. W zwiazku z tym, oraz faktem braku internetu w domu, bedzie krotko i zwiezle.

Zacznijmy od zyczen, bo przeciez jutro mikolajki! Moze  to nieco materialistyczne, ale zycze Wam uciechy z prezentow i milo spedzonego czasu.

Nastepnie - zamowilam sobie troche przed premiera wspominane juz wczesniej Warriors of the Road - The Saxon Chronicles II. Jesli dobrze pojdzie, juz dzisiaj dorwe je i caly wieczor spedze na uwaznym ogladaniu i przesluchiwaniu zawartosci.

Wczoraj znow pozyczylam internackiego Marshalla... nie moglam sie doczekac, bo przez ostatnie 1,5 tygodnia nie mialam czasu grac i ciagnelo mnie do gitary jak do czegos istnie uzalezniajacego... ale malo tego, ze pozyczylam Marshalla! W zwiazku z niedawna propozycja gry w zespole jako basisty, postanowilam podszkolic sie w tym kierunku. Kochany profesor pozyczyl mi swoj bas, za co  wielce dziekuje i troche mi glupio, ze ciagle cos od niego wyciagam. Anyway, nie spodziewalam sie, ze bedzie mi tak szybko szlo - lacznie to przegralam na razie moze ze 2 godziny, troche wczoraj troche dzis rano. Mimo tego udalo mi sie nauczyc juz (jako tako, wymaga ogrania z utworem ale po pierwszych probach z podkladem jest calkiem niezle) Crazy Nights COBu. Jaram sie jak norweski kosciol!

Co jeszcze? Bede diablem na jaselkach. Ale to chyba oczywiste...

Recenzje... beda, beda! Jak tylko wroce na swieta, beda na pewno recenzje World on Fire (moze od razu kompaktowo z Apocalyptic Love, bo chyba nie pisalam jeszcze o debiucie SMTC), Warriors of the Road, Redeemer of Souls i mozliwe, ze bedzie jeszcze recenzja pewnych singli, ale to sie zobaczy. I pewnie recenzja Kosoglosa cz.1 tez bedzie. A co!

Za brak polskich znakow i ladu przepraszam, blogger app w telefonie.

Niech moc bedzie z Wami (tak apropo zapowiedzianych Gwiezdnych Wojen VII).
~Tiga