piątek, 11 kwietnia 2014

O Pradze słów kilka...

... czyli to i owo o jaraniu się wyjazdem z klasą.

Witajcie!


Późno, ciemno, głośno (a tak, bo stęskniłam się za kolumnami). 22:33. Jaka fajna godzina!

Jadziem w poniedziałek o 6 rano do Pragi. Czeskiej Pragi, oczywiście. Teraz sączę sobie kakao i myślę, co by tu naskrobać.

Aparat do Pragi jest (dzięki niesamowitej Pani Profesor :) dziękuję raz jeszcze!), humor na razie jest, energia się może i znajdzie, tylko się trzeba dzisiaj wyspać, bo łóżko w domu na pewno wygodniejsze, niż w internatach. No i w niedzielę Sherlock!

Zakochałam się w koncepcji, humorze i sposobie nakręcenia tego serialu. W sumie, to raczej seria filmów, bo każdy odcinek ma po 90 minut. Genialny sam w sobie pomysł, żeby przewrotnie zekranizować opowiadania Conan Doyle'a, osadzając je w XXI wieku. Masterpiece, ot co!

Bezczelnie się przyznam, że recenzja Somewhere in Time (bo o tą płytę chodziło w ostatnim wpisie) będzie najwcześniej jutro, dzisiaj to tak tylko daję oznaki życia. Zbyt zmęczona jednak jestem, po całym dzisiejszym dniu i ostatnich 2 tygodniach, żeby skrobać recenzję.

Jeśli myślisz plastyku młody, że w Święta Wielkanocne sobie odpoczniesz, to się mylisz, nawet powiedziałabym - mylisz się grubo! 2 martwe natury farbami na formacie 50x70 cm, plus 4 martwe malarskie na A4. O ile te małe malarstwa mogą być z jednego układu tylko z różnych perspektyw, tak duże martwe już nie bardzo... A do tego zakuwanie fizyki, matmy, historii (na której ostatnio nie mogę się skupić), przedsiębiorczości, robienie zdjęć na podstawy fotografii, robienie prac na podstawy projektowania, ogarnięcie grzecznie i lekko mówiąc nieładu w moim pokoju, w którym jedynie okazjonalnie pomieszkuję... coś jeszcze? Oczywiście recenzja Somewhere, wpis na Lwie Opowieści (do którego totalnie nie mam weny), ogarnięcie się po Pradze... Jeżu!

Jeśli myślisz, człowieku, że plastycy to inny gatunek albo nawet coś z innej planety... to masz rację. Tylko w internacie plastyka można spotkać osobniczki chodzące na kolację w masce gazowej.

A w czwartek było seszyn profeszyn na zajęciach z podstaw fotografii i filmu - się zrobiło te 200 zdjęć, z czego koło 70 to zdjęcia moje, albo zdjęcia Diabolicznej Trójcy Miotła, Amaya & Tiga Inc. Te emocje przy próbach wachlowania mnie kawałkiem blachy, żeby mi się chociaż troszkę włosy na zdjęcie rozwiały. A gdzie tam! One są na to zbyt cwane.

A ja z nimi muszę na co dzień wytrzymywać!

A w autobusie i w Pradze będziemy sobie mieszkać i jeździć z Sophie Cas. Nananana, ludzie, przygotujcie się na prawdziwy armageddon, bo ten duet to prawdziwa bomba. Do tego nie wiadomo, kiedy, jak i jak mocno eksploduje.

"Ani mi się waż umierać! Bo jak nie ty to kto mi pomoże się w tej Pradze z kimkolwiek dogadać?!"

Nie ma to jak szczerość.

Leemmmee feel your poooweeeer~

Już zaczynam chrzanić od rzeczy. A jeśli chodzi jeszcze o jaranie się, to może uda mi się jeszcze wracając z Pragi posłuchać Ossobliwości Muzycznych w Trójce, bo mamy ponoć koło północy wracać, a byłby klimacior odsłuchiwać to intro w ciemnościach wracającego do domu autobusu... Nananana!

Chyba mam fazę na "nananana".

Słownik Przejęzyczeń Klawiaturowych autorstwa Soul, Tig & CO. przedstawia:

- orzewstan *a później przrestań* (przestań; do tej pory nie wiem, jak to napisałam... dostałam ataku śmiechu, to stąd)
- gtcu (tfu)
- fduq, fuqo (dafuq... dafuq ja się pytam)
- ćkmo (ćmok, z pogańskich podań taki stwór)
- impossivu, impossivru, impossicu (nasze nieudolne próby napisania imbossibru)
- vynyl (winyl)
- bufdzik (budzik)
- zmieraj (zbieraj *mnie z podłogi*)
- zjdęciu (zdjęciu)
- kjra, potem KJRA MOTORS i khrsa (miało być khra)
- yoso (You only sing once)
- yout (your)
- kotas (kota)
- scumbgag (scumbag)
- wtah (cokolwiek to miało być, Soul, bo nie wiem)
- on no (oh no)
- nipe, nopoe (nope)
- gutiar (guitar)

Ciąg dalszy nastąpi!

Także niech moc będzie z Wami, byle nie za ciemna, bo jeszcze nabawicie się astmy jak Lord Vo... Vader.
~Tiga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz