czwartek, 17 kwietnia 2014

Projekt Praga...

... czyli to i owo o wyjeździe za granicę z plastykową ekipą.

Dzień dobry!

Albo już nawet dobre południe. A więc raport czas zacząć.

Przed snem, kiedy zamknę oczy, wciąż czuję się, jak na statku. Buja mną w górę i w dół, zgodnie z rytmem, w jaki bujał się autokar, który nas tu dowiózł.

W Czechach jest bardzo podobnie jak w Polsce, Nizina Czesko - Morawska wygląda jak Wielkopolska, z tą jedną różnicą, że jest na horyzoncie trochę gór wielkości Świętokrzyskich. Na wsi z kolei, w okolicach Sudetów, krajobraz jest jak w Austrii (albo Bawarii). Dużo pagórków, jest bardzo czysto i zielono, widać tu i ówdzie nagie skały, a droga jest jedna i wije się między wzgórzami jak wąż. Autobus buja się spokojnie na boki, miękko prowadząc nas do Pragi.

Kiedy pada deszcz, jeszcze w Polsce, ale i w Czechach - przy dużej prędkości powietrze zrzuca wodę z dachu i rynienek na okna, tworząc przecudowne wzory. Krople zsuwają się wyglądając to jak kardiogram, to jak gałęzie drzew na wietrze, niespokojne i rozedrgane. Zaś przy hamowaniu, woda zaczyna zakręcać i tworzą się wzory przypominające zastygłe w momencie uderzenia pioruny.

Czesi to bardzo mili ludzie. Kiedy przechodzi się, szczególnie podczas zimnego, wietrznego wieczoru koło straganów wielkanocnego targu Starego Miasta Praskiego, częstują jedzeniem, rozmawiają z ludźmi. Nawet, jeśli ci ludzie to nie umiejący ani słowa po czesku Polacy. Ale i za ladą można spotkać rodaków, a wtedy jeszcze milej człowiekowi z myślą, że nie jest tu zupełnie obcy.

Panorama miasta zapiera dech w piersiach, ale nie tylko panorama - również zabytki, na przykład potężna Katedra św. Wita, która wysokością, długością i bogactwem zdobień przytłacza umysł szarego turysty. Jeśli na zewnątrz na chwilę zaświeci słońce, to posadzka zaczyna mienić się setkami kolorów z witraży, a na kolumnach, ścianach i sklepieniach gotyckich i neogotyckich tworzy się imponująca gra cieni, kontrastów. W świątyni wręcz nie wypada nic mówić, bo słowa człowieka i on sam zdają się wewnątrz lichym, marnym złudzeniem, zdają się niczym w porównaniu z ogromem budynku.

A jednak to zabawny paradoks - w Pradze znajdują się jedne z najbardziej imponujących katolickich świątyń, tam znajduje się biblioteka starodruków spisanych przez zakon norbertański, a wierzących osób jest mniej, niż 1/3. A większość to wbrew pozorom nie katolicy, ile protestanci.

Oprócz zachwycającej architektury kościelno-monarszej, znajdują się tam też przecudowne, stare kamienice w najróżniejszych stylach, oraz... mosty. Mosty, które zdają się dzielić Wełtawę, ciąć ją jak nożyce. Mosty stare i nowe, kamienne i stalowe. Najpiękniejszy z nich, to jak łatwo się domyślić, 2 najstarszy most w Europie - most Karola. Chowający się za całą resztą, a jednak górujący nad nimi przez 2 gotyckie wieże na końcach, oraz figury rozstawione na całej długości. Widok z niego jest piękny, ale i na niego miło popatrzeć, szczególnie w nocy, gdy wszystkie najważniejsze zabytki centrum miasta są oświetlone w taki sposób, że człowiek czuje się jak w Krainie Czarów.

Innym ciekawym faktem różniącym Czechy od innych krajów jest miłość i wręcz kult rodzimej marki motoryzacyjnej - Skody. Im większe miasto i im dalej wgłąb kraju, tym większy odsetek skodzianek na drogach i pod domami. Najmniej jest ich na granicy, na przykład w granicznej miejscowości Nachod - tam dominują samochody zachodnie. W całych Czechach jest z kolei mało japońskich aut - w oczy rzuciło mi się ich dosłownie kilka.

Kult rodzimej marki jest niebywały, a człowiek uświadamia to sobie z kilku powodów. Odsetek samochodów to jedno, ale nawet w sklepach z pamiątkami można kupić modele Skód i tylko Skód. Po podwórkach wsi sudeckiej można znaleźć gigantyczne ilości jeżdżących fortepianów, modelu 105, a nawet takich dinozaurów jak Skoda 100 i Octavie z lat 50.; 99% z nich to normalnie funkcjonujące i używane na co dzień albo co najmniej często auta, osobiście widziałam tylko jeden wrak. Reszta była na chodzie. To też świadczy o kulcie samochodu, bo Czesi niezwykle o nie dbają. Wszystkie starocie są zachowane w świetnym stanie.

Restauracje w Czechach mają niesamowity klimat. Kiedy zmęczony, zmarznięty turysta wkroczy do takiej knajpki, która jest na oko wielkości sporego domu, doznaje szoku - jeden, dwóch kelnerów obsługujących na czas i całkiem sprawnie duże ilości klientów. Cała restauracja wypchana po brzegi, ale nikt nie czeka zbyt długo. Z resztą, w tym kraju zdawałoby się, że nikt nigdzie się nie spieszy, a już na pewno nie w porze obiadowej. Czesi spokojnie zjadają swój posiłek, popijając to kuflem piwa, dając nawet do obiadu parę łyków dzieciom. Kultura picia jest znacznie fajniejsza, nie polega na upiciu się, ale miłym spędzeniem czasu.








Z raportu to będzie tyle, przynajmniej na razie, bo Tidzia ma do namalowania 2 martwe na A4, a że trzeba jeszcze zdać raporty paru znajomym i rodzinie, to mało czasu na to. Może jeszcze uda się dzisiaj napisać, ale bez żadnych obietnic. Także, niech moc będzie z Wami!
~Tiga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz