niedziela, 15 lutego 2015

Ferie na horyzoncie...

... a ja już mam dość.


Witajcie!


Ano, nudzi mi się. Zdrowa już prawie jestem, ale po leżeniu tydzień w łóżku niechętnie patrzę w stronę kolejnych 2 tygodni lenistwa. Wiem, dziwna jestem.

Dlatego szukam sobie coraz nowszych zajęć. Prace domowe porobię w ciągu najbliższych 2-3 dni, a jeśli dobrze pójdzie, to wczoraj kupione płótna 50x70 (3 sztuki) dojdą do mnie we wtorek... A wtedy biorę się za pracę miesięczną na malarstwo. Co będę malować? Forda Mustanga '67, moje wymarzone cudeńko. *-*


Oprócz tego wzięłam się wczoraj za trochę porządkowania, szczególnie za czyszczenie mojej kolekcji modeli, bo usyfione były aż strach. Czeka mnie jeszcze wypolerowanie 30 modeli i generalne wymycie 6 innych, które porzucone stały w innym miejscu i kurzyły się 3 razy mocniej. Wszystko mnie bolało wczoraj, bo nieruszane mięśnie po tygodniu leżenia nie lubią być zmuszane do niczego, więc dzisiaj tym bardziej po tej wczorajszej akcji sprzątania... Moje mięśnie umarły.


Jutro na 8-mą do fryzjera. Haaa, może wreszcie zrobię to siwe pasemko, bo ostatnio nie wyszło. No i przycinam. Do wakacji i tak odrosną na nawet dłuższe, a chwilowo mnie wkurzają. A potem na zakupy z mamą... Cały dzień nas pewnie nie będzie, bo ją wyciągnąć szybko ze sklepu z butami to rzecz niewykonalna.


A na piątek już plany mam. W czwartek do babci, w piątek z kumplem na pizzę (mam nadzieję, że moja niespodziewanka wypali, i nie jest nią pizza), a od piątku będę widziała się z ciocią, od Świąt się nie widziałyśmy ani razu.


Ogólnie planów sporo. Pod koniec ferii też chciałam wreszcie przebić uszy.


Ale i ostatni tydzień nie był taki zły. W środę dorwałam Exitus Letalis, obydwa tomy - pierwszy czytałam, ale nie miałam swojego egzemplarza, a drugiego jeszcze wtedy nie czytałam. Najkrócej mówiąc - KattLett jest absolutnym geniuszem. Świetnie się to czyta, z jednej strony nie można się oderwać, z drugiej - szkoda kończyć. Kapitalna kreska, kapitalne teksty, niesamowite zwroty akcji i zaskakująca fabuła non stop. Niezawodne. Tak, to może brzmi jak kiepska recenzja, ale tu nie ma czego krytykować. To jest po prostu świetne.

Zmęczyłam całego nowego Knight Ridera i cierpię z tego powodu. Bo już go obejrzałam i nie będzie więcej. Ból. Ale filmu nie obejrzałam, więc to ostatni jeszcze smaczek pod kątem tej serii. Dalej męczę Przyjaciół, jestem gdzieś w połowie 7-go sezonu. Oczywiście musiałam obejrzeć ukochany odcinek ze Świątecznym Pancernikiem, chociaż już go widziałam w szkole. Ale on jest po prostu cudowny.


Powinnam skończyć Huntera i Jennifer. Powinnam. Ale mi się nie chce. Zwyczajnie mi się nie chce. Pewnie jutro wieczorem jak do domu wrócę, to zgarnę tablet i dokończę tego Huntera, z Jenni będzie większy kłopot. Chociaż, mam pewną motywację co do niej. Żeby dopiec takiemu jednemu... kotletowi mielonemu :3

I powtarzam Ci, kotlecie, po raz ostatni - ani ze mnie frytka, ani baba, ani tym bardziej FRYTKOWNICA.

To by było tyle w tym temacie.


Niech moc będzie z Wami, oby Wam pączki poszły w co tam chcecie, i żeby żaden kupidyn czy jak mu tam nie strzelał do Was w biały dzień!
~Tiga



PS. Aktualny stopień zaawansowania prac nad Jennifer i Hunterem:





1 komentarz:

  1. świetny wpis, zapraszam do mnie, publikuję swoje wiersze :) http://poetomaniak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń