poniedziałek, 13 maja 2013

Sweet sixteen...

... czyli przyszłam sobie trochę ponarzekać, że jestem staraaa.

Dobre późne popołudnie.

Wnikliwi po tytule wywnioskują, że Tidzia ma dzisiaj urodziny. Szesnaste, warto dodać. Dostałam już masę życzeń i miłych słów. Nawet nie sądziłam, że mam tyle kochanych osób, tylu ludzi, o których wartości i wadze w moich oczach przekonałam się teraz, dzisiaj, tutaj. Jak ja do cholery mogłam nie docenić, że mam tak wiele. No jak ja mogłam?

Żądam sześćset sześćdziesięciu sześciu batów od samej siebie. Psychicznych. Będę to sobie teraz wypominać.

Zdałam sobie rano sprawę, że jestem już potworną, starą jędzą. Dlaczego? Bo chodzę tylko i zrzędzę, że za moich czasów życie wyglądało inaczej. To jest niesamowite i jednocześnie przerażające, że jeszcze te 10 lat temu, kiedy byłam szkrabem, dzieci grały na Pegazusach w Mario, a grafika nie była wyżej ceniona ponad fabułę. Że te 10 lat temu telefony miały czarno białe ekrany, 3 dzwonki do wyboru i żadnych gier, a jeśli już, to kółko i krzyżyk. Jeszcze te 10 lat temu ludzie potrafili wysłowić się po ludzku, nie potrzebowali limitu 140 znaków, potrafili normalnie do siebie dzwonić, nie potrzebowali kamerki wideo albo sms'ów. Jeszcze te 10 lat temu książki się czytało na papierze, a nie na ekranie i trzeba było samemu pisać wypracowania, bo zadane.pl jeszcze nie funkcjonowało. Jeszcze te 10 lat temu bajki dla dzieci miały jakiś sens, morał, a nie tylko polegały na trzech kreskach i dyskryminacji, odmóżdżaniu, znęcaniu się nad zwierzętami albo przysładzaniu. Pamiętam jeszcze płyty winylowe, pamiętam gramofony, choć były już wtedy tylko ozdobą, albo pozostałością po latach 70-tych i 80-tych. Pamiętam, że uczono mnie od dziecka korzystania z map, bo nie było GPSów, a przynajmniej nie w telefonach i nie w takiej ilości. Woziło się mapy w samochodach, takie papierowe. Od kilku ładnych lat nie widziałam, żeby ktoś poza moimi domownikami używał normalnej mapy. Jeszcze 10 lat temu nie było samochodów, które kazały Ci inaczej parkować, skręcić, uważać, wierzyć w to, co on mówi. Dzieci spędzały dnie na podwórkach, jeżdżąc na rowerach, hulajnogach, rolkach. Dziewczyny i chłopaki chodzili po drzewach, bawili się w policjantów i złodziei, dziewczyny potrafiły sklecić dom z niewidzialnymi ścianami i meblami. Wystarczała wyobraźnia, której nikomu nie brakowało. Osiedla były zamkami, w których mieszkały księżniczki. Życie było może mniej namacalnie kolorowe, ale te kolory były wywołane w wyobraźni i były jaskrawsze, ciekawsze, różnorodniejsze niż te, które mamy dziś, choć te dzisiejsze są rzeczywiste. Jeszcze 10 lat temu laptopy nie były tak powszechne, a Windows 98 czy 2000 nie był muzealnym. Jeszcze 10 lat temu ja i moje koleżanki same szyłyśmy lalkom ubrania. I powiem szczerze, że nie chciałabym być dzisiaj dzieckiem kilkuletnim, nie chciałabym mieć takiego dzieciństwa, jakie mają młodsze ode mnie osoby. Może technika nie była tak zaawansowana i może nie nosiło się ze sobą wszędzie iPadów, iPhone'ów, mp3-ek, telefonów i innego badziewia. Człowiek jadąc na wczasy zabierał namiot i strój kąpielowy, a nie laptopa i gry komputerowe. Żyło się normalnie, szczęśliwie, coś się działo. Dzisiaj jesteśmy powoli zamykani w ramy cyfrowego świata. Bo ci, którzy nas w tych ramach usiłują uwięzić, wierzą, że wszystko można sprowadzić do pikseli i kodów. A człowieka nie da się napisać, to nie program. Można co najwyżej stworzyć jego marny obraz, jego algorytm. Tylko, że życie nie jest algorytmem. Jeden uskok poza algorytm i poza program, a taki obraz człowieka staje się bezradny.

Recenzji znowu nie będzie i nie wiem, czy w najbliższym czasie cokolwiek napiszę. Mam dużo na głowie... Od wakacji będziecie mieli recenzji po uszy. Oj na pewno.

Idę wkuwać na rosyjski i biadolić, że jestem starą babą.

~Tiga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz