czwartek, 3 stycznia 2013

O zimie korytarzowej...

... czyli to i owo o ok. +14 stopniach w szkole.

Bry, ale wieczór. Hyhy.

Sączenie coli pomaga w pisaniu.

Dzisiaj poprawa biologii. Jakoś mi chyba poszło, muszę uzupełnić ćwiczeniówkę i pokazać za tydzień. Ćwiczeniówka już w 80% nadrobiona. Ah, ta biologia - mam wenę do rysowania bzdetów, a ćwiczeniówka odłogiem leży.

O tytule. No więc miałam dzisiaj przyjemność 2 przerwy spędzić (zamiast na holu pod kalofyre... karol... kolar... MAM! Kaloryferkiem. Przez Was, panowie, nie wiem już jak brzmi słowo ka... a z resztą, pan miał rację. GRZEJNIK!) na schodkach na "strych". Zimnooooooo jak na Syberii (choć nie wiem, czy tam nie jest przypadkiem cieplej). A potem się wkurzyłam i poszłam na ostatnią przerwę na hol. Ale przyjemnie. A śmiałyśmy się, drogie panie, jak psychicznie chore. Cóż, tematy w końcu niebagatelne... :)

 Taa.

Szczerze powiedziawszy nie widziałam jeszcze, żeby lud tak niechętnie ze szkoły wychodził. A potem spriiiiiiiiiiiinnnnt do autobusów z kapturami na głowach. Uroki zamieci deszczo śnieżnej. A ślisssko! jak na polerowanym, grubo lakierowanym blacie w skarpetkach. Coś takiego.

O nie! Cola się skończyła. Dramat!

I jeszcze jutro sprawdzian z geografii. A w poniedziałek przymusowa "poprawa" sprawdzianu z matmy.

Alee maaam faaajne wytaarte klaaawiszee od klawiatury. Tidzia za dużo pisze, z tego wniosek.

Inwazja wróbli trwa. Aż strach wyjść na dwór. A sójka dzisiaj mnie skrzyczała, siedząc 6 metrów za mną. To ja wydarłam się na nią, a ona przeleciała dalej i wyżej, po czym po pół minuty znów się wydarła. Alee mi naubliżała... Ona sobie nie życzy, żebym ja na nią krzyczała. Sójka: foch mode on.

Usiłuję przekonać się do Virtual XI... w tym celu znów jej słucham... Wczoraj pierwszy raz posłuchałam Don't Look to the Eyes of the Stranger - ładnie się zaczęło, ładny riff i ładna solóweczka. Ale później... Jakie dno, Jeżu, dawno tak płytkiego tekstu nie słyszałam. Przez 3-4 środkowe minuty Bayley powtarza "Don't look, don't look, don't look... (razy tysiąc pincet sto dziewięcet) a co jakiś czas przerywa słowami "to the eyes of a stranger". ALE DON'T LOOK, NA PEWNO PAMIĘTASZ? PAMIĘTAJ, DON'T LOOK! Wnerwiło mnie to. Nie wiem, co ćpał pan basista albo gdzie był w trakcie nagrywania tej płyty (bo w Maiden jest głównie 3-ech pisarzy, bardzo dobrych z resztą: Dickinson, Smith i Harris właśnie, z czego w tamtym okresie dwóch pierwszych nagrywało solową płytę Bruce'a i nie było członkami Iron) ale tak płytki tekst składający się z samych powtórzeń bo-nagrywa-się-płytę-nie-mając-na-nią-pomysłu ... Jestem pewna, że pan Air Raid Siren nie nagrałby płyty, choćby miał zbankrutować przez to, gdyby nie miał pomysłu na tą płytę. I nie zniżył by się do takiego czegoś - siedziałby tak długo aż coś kreatywnego by naskrobał. Z resztą, on akurat z pomysłami problemów nie ma, bo wszyscy trzej skrobacze tekstów w Maiden są wręcz poetami, którzy z weną problemów nie mają.

Sama warstwa muzyczna tego utworu (Don't Look to the Eyes of the Stranger) jest całkiem niezła, ładne riffy i sola, brzmienie kojarzy mi się z późniejszym brzmieniem na następnym krążku, Brave New World... Pomijam koniec, kiedy tak ślicznie spokojnie się kończy, i nagle bardzo przyspieszone słowa tytułowe i takie szybkie, agresywne zakończenie. Źle to brzmi i psuje cały nastrój outra, które jest spokojne.

Następny, "zamykacz" płyty - Como Estais, Amigos - jest skomponowany przez Bayleya i mojego ulubieńca - Janicka Gersa... Warstwa wokalna i tekst znowu do kitu (tekst znów płytki jak cholera składający się z nieco mniejszej ilości powtórzeń, ale też o dużo za dużo ich tu jest; tu z kolei w dużej mierze możemy na pamięć nauczyć się zwrotu "Amigos, no more tears"), warstwa muzyczna jak na Janick'owe utwory przystało - bardzo dobra. Genialna byłaby, gdyby nie pewne zakłócenia, które wywołuje (myślę, że nie chciał dobrze, ale wyszło słabo) pod solówkami Janicka pan Murray, choć też nie wszędzie; no i gdyby nie kiepski riff breakdownu. Tak to jest nieźle.

Ale ze mnie recenzent.

Ale kurka wodna, tyle dobrych albumów było to i poziom trzeba trzymać. Całe szczęście, że Bayley wyleciał zanim doprowadził Maiden do upadku, bo jeszcze jedna płyta i zespół nie powróciłby do łask nawet, gdyby powrócili panowie Dickinson i Smith. Chwała obydwu panom, że wrócili od razu po Virtual XI. I chwała panom za genialne teksty z głębią i genialne partie 3-ech gitar na Brave New World. Ot, co.

Znikaaam.

Dobranąc.

~Tiga

P.S. - "Cienka Granica Pomiędzy Miłością, a Nienawiścią", Iron Maiden. To się nazywa muzyka!

Jestę, zniknę i dzisiaj nie wrócę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz